Sadhana - Swami Wiwekananda
Przekład polski R.S. - 1981. Tytuł oryginału: "Sadhanas or preparations for higher live" (Advaita Ashrama, Calcutta 1978). Słowo wstępne Wandy Dynowskiej (Madras 1962)
Swami Wiwekananda Narendranath Datta 1863 - 1902
Swami Wiwekananda (”Wiweka” - rozpoznawanie, „Ananda” - szczęśliwość) na tle historii Indii końca XIX wieku rysuje się jako postać najbardziej niezwykła i najwybitniejsza.
Lubił mawiać, iż muszą narodzić się w Indiach ludzie o nieustraszonym, niemal tkliwym sercu. I sam był taki. Zwarta, skupiona moc, niezachwiana odwaga, nieugięty charakter, a jednocześnie bezgraniczne współczucie dla ludzkiego cierpienia, dla nędzy i jej skutku - upodlenia, dla ludzkiej ciemnoty, jaki i dla uporu fanatyków. Przy szerokiej, niemal genialnej inteligencji i niezależności myśli - najwrażliwsze pragnienie wolności i prawdy. Oto charakterystyczne cechy Wiwekananda.
Rzadkie, bardzo rzadkie są w historii Indii typy ludzi o tak płomiennym, niemal religijnym współczuciu z najbardziej ubogimi i nędznymi. Kto wie, czy nie od jego ognia zapaliło się w Gandhim i w R. Tagore, który pisał, iż razem z kamieniarzem tłucze kamienie na rozpalonych drogach i trwa tam, gdzie są najniżsi, najubożsi, najnędzniejsi. Brzmi to jak echo namiętnych słów Wiwekananda: „Po co szukacie Boga gdzieś w oddali, a nie kochacie współbraci? Czyż ubodzy, nędzni, słabi nie są również Bogiem? Czemuż nie uczcić najpierw Boga w nich? Niech ci maluczcy staną się Bogiem dla was! Dawajcie im waszą pracę, serce, nieustanną modlitwę, a pan wam wskaże na pewno drogę czynu najprostszą.”
Wierze w siebie, zarówno jednostki ludzkiej jak i narodu, nadaje Wiwekananda tak ogromne znaczenie, iż woła: „Boscy jesteście wy, ludzie tej ziemi, jakże niesłusznie zwani grzesznikami!” „Powstańcie jako lwy i odrzućcie fałszywe mniemanie, iż jesteście owcami.” „Nieśmiertelna, bezgraniczna jest wasza dusza, wolny, odwieczny wasz duch. Ciało co sługa, materia to jeno ducha podnóżek.” I wreszcie: „Jeśli wierzycie we wszystkich bogów waszych prastarych tradycji i tych, którym wam obcy przynieśli, a nie macie wiary w siebie - nie ma dla was prawdziwego życia. Wiara w siebie to opoka, na której wspiera się wielkość.” Wiarę w siebie, w swoje, choćby jeszcze utajone, niewidoczne możliwości, uważa za tak ważną, tak nie odmowną, iż mówi dalej: „ Kto nie wierzy w siebie, nie może prawdziwie wierzyć w Boga, bo tylko duch w nas może uznać istnienie Ducha poza nami”. „Tego nazywam ateistą, kto nie wierzy w siebie. Dawne religie uważały za ateistę człowieka nie wierzącego w Boga. Ale nowa religia mówi: ten jest ateistą, kto w siebie nie wierzy.” „Gdy jednostka lub naród traci wiarę w siebie, ogarnia go martwota. Miejcie przede wszystkim wiarę w siebie, a potem wiarę w Boga.” Historia świata jest opowieścią o tych nielicznych ludziach, którzy mieli wiarę w siebie. Tylko ta wiara umożliwia przejawienie się ukrytej w nas boskości. Gdy jest żywa, nie ma dla nas rzeczy niemożliwej. Potykamy się i padamy tylko wtedy, gdy wysiłek aby przejawić ową bezgraniczną, ukrytą w naszym duchu moc, jest niedostateczny.” Łatwo można sobie wyobrazić jakie znaczenie miał ten głos w epoce zupełnego w całych Indiach zamarcia wiary w wartość własnej kultury i ideałów, w doniosłość własnych dążeń i misji historycznej, gdy pod obcym naciskiem, politycznym i kulturalnym, nawet wiara w głębie i wielkość własnej religii zaczyna się chwiać, gdy naród stał o krok od marazmu i psychicznej, nie tylko politycznej niewoli. Trudno dziś dokładnie ocenić jak wielki był wpływ tej nowej filozofii siły, ufności, męskiej i dumnej postawy, jaką głosił Wiwekananda. „Naprzód - wołał - nie oglądajmy się poza siebie. Potężna skupiona energia, płomienny zapał, nieustraszona odwaga i bezgraniczna cierpliwość - oto czego nam trzeba. Tylko z nich zrodzi się wielki czyn.” I dalej: „Wedanta nie uznaje grzechu, uznaje tylko błąd, a błąd największy to przekonanie żeśmy słabi, nędzni, mali, że nas nie stać na wielkość.” „Siła to życie, a słabość to martwota; moc to szczęście, to nieśmiertelność, a słabość to nędza, nicość, śmierć.” „Ofiary, modlitwy czy korne klękanie, nie stanowią jeszcze religii. Dobre są tylko wtedy, gdy stają się tylko bodźcem do czynów bohaterskich, do dzielności i szlachetnego postępowania, gdy wznoszą myśl ku doskonałości, ku Bogu.” „Niechby w każdym kraju pojawiło się paru ludzi o lwim sercu, ludzi nie dbających o władzę, sławę, dobrobyt, bogactwa, o duszy która zerwała własne pięta i poznała Nieskończone, i zjednoczyła się z Bogiem… a wstrząsnęłoby to całym światem.”
Wiwekananda nie tylko swych ziomków zmuszał niejako do nowego spojrzenia na ducha swego kraju, do obudzenia się ku nowemu życiu i odkrycia wielkości własnej duszy. „Zmusił” również zachód do zobaczenia i uszanowania ducha Indii oraz ich kultury. Na słynnym kongresie religii w Chicago w 1893 r. całe zgromadzenie „wziął szturmem”. Jak pisał jeden z uczestników tego wielkiego zjazdu. Opowiada on: „Od pierwszej chwili, gdy wysoki, dostojny mnich, w nieznanej dotychczas na zachodzie oranżowo-płowej szacie sannjasina, o natchnionej twarzy, powstał ze swojego miejsca i wymówił pierwsze słowa pozdrowienia zwracając się do zebranych: „Bracia i Siostry Ameryki…” sala oniemiała z wrażenia, aby zaraz potem powstać jak jeden mąż i odpowiedzieć burzą oklasków, nie pozwalając przez kilka minut przyjść mówcy do słowa. Formalistyka i banalność zwykłych zjazdów była złamana. Oto ktoś mówił wprost z duszy, w płomiennych, nie znanych tej sali akcentach i witał ten najmłodszy z narodów w imieniu najstarszego na świecie, bo sięgającego aż wedyjskich czasów, zakonów sannjasinów. Wiwekananda mówił o hinduizmie jako religii najstarożytniejszej i najszerszej - niemal macierzy wszystkich innych - która od wieków głosiła bezwzględną tolerancję i wszechogarniającą rozległość filozofii. Mówił krótko ale z mocą i ogniem. I porwał słuchaczy. W ciągu godziny stał się sławny.”
Wiwekananda zacytował dwa, może najcharakterystyczniejsze dla hinduizmu urywki: „Jak strumienie wypływające z różnych górskich źródeł łączą swe wody gdy do morza wpadają, tak różnymi, o Panie, są drogi jakimi ludzie zdążają ku Tobie, dzięki swym odmiennym skłonnościom. Choć pozornie są one sprzeczne - jedne zdają się proste, inne krzywe lub okólne - przecie wszystkie w końcu do Ciebie prowadzą.” „Kto jakąkolwiek drogą zdąża ku Mnie i w jakiejkolwiek wielbi Mnie postaci, Ja mu sam wychodzę naprzeciw. Wszyscy ludzie, na jakiejkolwiek znajdują się drodze, w istocie ku mnie zdążają.”
Ta uniwersalność, wszechogarniające rozumienie człowieka jako takiego, bez żadnych różnic narodowości, wyznań, ras, uderzyła przede wszystkim słuchaczy.„Jeden jest tylko cel, do którego świadomie czy nieświadomie dąży każdy człowiek, jedna jest Prawda, do której pod różnym kątem może się zbliżać, jedna najwyższa Światłość - czy ją nazwą ludzie Chrystusem, Kriszną czy Buddą - jedno dla wszystkich nieskończone Życie. Oto nauka Wedanty” - mówi Wiwekananda. „Religia przyszłości znajdzie odpowiednią naukę zarówno dla typów najprymitywniejszych, mało różniących się od zwierząt, jak i dla najwyższych, geniuszów rozumu i serca, wznoszących się już ponad szczyty ludzkości, jak Himalaje wznoszą się ponad równiny Indii. Nie będzie w niej miejsca na prześladowania ani nawracanie, bo w każdym człowieku potrafi dojrzeć ducha, który się trudzi i zmaga w żmudnej drodze ku przejawieniu w pełni swej utajonej boskości. \celem tej religii przyszłości będzie dopomagania w ewolucji każdej istocie, tam gdzie się znajduje.” „Ukażmy ludzkości taką wszechogarniającą religię, a podąży ku niej. Hindus nie będzie w niej nawracany na chrześcijaństwo, a mahometanin na buddyzm. Każdy, pozostając wierny specjalnej, „jedynej” indywidualności swego wyznania, uzna tę jedną Prawdę Światłości najwyższej, której one wszystkie są promieniami. Każdy, idąc za prawem własnego wewnętrznego duchowego wzrostu, potrafi uszanować odrębną drogę innego człowieka.” Nie dziw, że wywarło to olbrzymie wrażenie na słuchaczach. Słowa te były zwrócone nie tylko na zgromadzonych delegatów, ale ponad ich głowami do całego ludu Ameryki. I ten je usłyszał. Prasa przez wiele dni powtarzała je z uznaniem i podziwem. Jeden z największych dzienników „The New York Herald” nazwał Wiwekanandę wieszczem i prorokiem, bezsprzecznie największą postacią na kongresie, i dodał: „Po wysłuchaniu Wiwekanandy musimy przyznać, iż posyłanie naszych misjonarzy do Indii jest bezsensem.” W tych słowach wyraża się doniosłość zdania Wiwekanandy w Ameryce, bowiem nie tylko on sam stał się sławny, ale i kraj, który reprezentował, budząc dla Indii szacunek i sympatię, a dla jej filozofii głębokie zainteresowanie.
Trzeba pamiętać, że Wiwekananda od wczesnej młodości /od czternastego roku życia/ praktykował samorzutnie jogę i miał w niej nawet osiągnięcia. Potem, gdy spotkał Ramakrisznę i odwrócił się całkowicie od świeckiego życia, oddał się z zapałem i wytrwałością coraz trudniejszym praktykom jogi. Stan samadhi /najwyższego skupienia jednoczącego świadomość człowieka ze świadomością kosmiczną/ znał dobrze z własnego doświadczenia. Można więc powiedzieć, że nie odchylił się wcale od tradycyjnej drogi jogi. Szukanie Prawdy, chęć poznania Boga niezaprzeczalnym doświadczeniem, była od wczesnych lat zasadniczą osią jego życia. Ale też tę jogę rozszerzył, obejmując nią nowe dziedziny, dotąd uważane niemal za świeckie - służenie ubogim, cierpiącym, pracy oświatowej i społecznej. Był także w tym pionierem i nowatorem.
Powyższy tekst powstał z fragmentów dłuższego szkicu Wandy Dynowskiej
o Wiwekanandzie, opublikowanego w 1962 roku przez Bibliotekę Polsko-Indyjską.
Każda dusza jest potencjalnie boska. Należy przejawić w sobie tę boskość dzięki opanowaniu zewnętrznej i wewnętrznej natury. Czyń to poprzez pracę lub wiarę, poprzez opanowanie psychiki lub filozofię. Wybierz jedną metodę, dwie lub wszystkie, i osiągnij wyzwolenie. Oto cała religia. Doktryny, dogmaty, obrządki, święte księgi, świątynie, wszystkie formy są tylko drugorzędnymi szczegółami.
Sadhana - Przygotowanie Do Życia
Jeśli zwycięża atawizm - człowiek się cofa, jeśli ewolucja - rozwija się i kroczy naprzód; dlatego nie należy ulegać atawizmowi. Wciąż jesteśmy zbyt zajęci poprawianiem naszych bliźnich - to duże nieporozumienie! Musimy zacząć od siebie, od własnego ciała. Oto moje własne ciało, pierwszy przedmiot badań. Serce, wątroba i wszystkie inne narządy są tak bardzo atawistyczne; obejmij je więc świadomością i opanuj tak, aby ci służyły i działały zgodnie z twoim życzeniem. To nie jest teoria: spotkałem wielu ludzi, którzy osiągnęli to wytrwałą pracą. Zapanuj nad wszystkimi nieznanymi dotąd funkcjami ciała, nad rozległym oceanem funkcji. Oto pierwszy etap wielkiej nauki - niezbędny dla ciebie i ważny dla pomyślności społeczeństwa, w którym żyjesz.
W naszych dalszych studiach, już nie tak istotnych ze społecznego punktu widzenia, zmierzamy do wyzwolenia. Mamy rozproszyć ciemności, oswobodzić duszę. Oto nasz cel: nadświadomość. A wówczas, po osiągnięciu tego stanu, człowiek jest wolny, osiąga boskość. Dla jego nieograniczonego umysłu odkrywają się tajemnice wszechświata; strona po stronie, aż do końca, otwiera się księga Natury. Wydostajemy się z tej doliny łez, z życia-śmierci i dochodzimy do Jedni, gdzie nie ma już żadnego rozróżnienia. I pozostając Rzeczywiste, Rzeczywistym się stajemy.
Bardzo ważne jest skromne i spokojne życie; bo jeśli trzeba przez cały dzień gonić za zarobkiem, to trudno będzie osiągnąć wyższy cel w tym życiu. Być może w następnym życiu pojawią się bardziej pomyślne warunki… Ale poważne podejście i szczere zaangażowanie sprawi, że warunki zaczną się nagle zmieniać - jeszcze w tym życiu. Czy zdarzyło się, że nie otrzymaliście czegoś, co było wam naprawdę potrzebne? Tak być nie mogło. To potrzeba stworzyła ciało, to światło „wyborowało” otwory w głowie, zwane oczami, a dźwięk stworzył uszy. Przedmiot postrzegania był zawsze pierwszy, potem zaś powstały narządy. Za kilkaset tysięcy lat, lub wcześniej, możemy mieć zupełnie nowe narządy, postrzegające inne rzeczy i zjawiska.
W spokojnym umyśle nie ma pragnień. Nie powstają one też, jeśli na zewnątrz brak jest możliwości ich spełnienia. Tak więc, kiedy pojawi się poważne pragnienie - potrzeba spokojnego życia, w którym wszystko będzie sprzyjać rozwojowi umysłu - ono się spełni; mówię to z własnego doświadczenia - wcześniej czy później, ale na pewno się spełni. Miejcie takie pragnienie i tę niezłomną wiarę w spełnienie - trwajcie w nich mocno! Oczywiście jest różnica między pragnieniem a pragnieniem. Kiedyś guru powiedział swemu uczniowi: - Moje dziecko, jeśli naprawdę zapragniesz Boga, Bóg przyjdzie do ciebie - Uczeń nie zrozumiał w pełni słów mistrza. Pewnego razu poszli się kąpać i guru kazał chłopcu zanurzyć się w rzece. Wtedy złapał go za głowę i trzymał pod wodą szarpiącego się do chwili, aż uczeń stracił siły. Wyciągnąwszy go na brzeg, guru zapytał:
O czym myślałeś tam pod wodą? - Och, pragnąłem tylko jednego oddechu! - A czy masz tak samo silne pragnienie Boga? - Nie, panie. - Zatem pragnij w taki sposób Boga, a wtedy na pewno On się zjawi.
To, bez czego nie możemy żyć, musi nam być dane, inaczej życie nie mogłoby trwać.
Jeśli ktoś chce być joginem, to musi być wolny; musi stać się wewnętrznie samotny i wolny od wszelkiej obawy i niepokoju. Kto pragnie wygodnego, przyjemnego życia i jednocześnie chce wyzwolenia, jest podobny do głupca, który aby przepłynąć rzekę usiadł na krokodylu /myląc go z kłodą drzewa/. „Szukajcie tylko Królestwa Bożego i prawdy Jego, a wszystko inne będzie wam przydane.”
Tylko ten otrzymuje wszystko, kto o nic nie zabiega. Ze szczęściem jest jak z kobietą we flircie: ignoruje tego kto o nią zabiega, ale pada do stóp temu, który ledwie ją zauważa. Wszystko jest dla mistrza; niewolnik niczego nie otrzyma. Mistrzem zaś jest człowiek wolny, którego życie nie zależy od małych, niemądrych rzeczy tego świata. Żyjcie dla doskonałości, tylko dla niej. Niechaj będzie tak wspaniała i wielka, że na nic więcej nie wystarczy miejsca w umyśle.
Przyjrzyjcie się dobrze sobie i otoczeniu. Zauważycie jak niektórzy ludzie potrafią poświęcić całą swoją energię i czas, swoje ciało i rozum - wszystko, żeby tylko zdobyć bogactwo. Nie mają czasu na śniadanie! Od samego rana - praca! Wykończają się tym ciągłym robieniem pieniędzy i nawet tego nie dostrzegają. A jeśli już są bogaci, to i tak nie są w stanie cieszyć się majątkiem - bo ciągle im mało, bo nie mają czasu. To niezwykłe! Nie mówię, że źle jest próbować zostać bogatym. To wspaniałe, cudowne! Dowodzi to, że człowiek potrafi wykrzesać z siebie niebywałą energię, że stać go na ogromny wysiłek. Wystarczy tylko zmienić cel. Przecież wszyscy wiemy, że z chwilą śmierci pozostawiamy cały majątek, wszystkie nagromadzone pieniądze i rzeczy, a mimo to poświęcamy tyle energii na ich zdobywanie. Czyż nie powinniśmy raczej włożyć tysiąckrotnie więcej sił i energii na osiągnięcie czegoś, co nigdy nie przepadnie, co zostanie z nami na zawsze? Mamy jednego, wielkiego przyjaciela: nasze własne dobre czyny, naszą duchową doskonałość, która będzie zawsze z nami. Wszystko inne pozostawimy, razem z ciałem.
Niezwykle ważny jest pierwszy stopień: prawdziwa, gorąca tęsknota do doskonałości. Dalej już wszystko przychodzi łatwo. Jest to, moim zdaniem, duże osiągnięcie myśli indyjskiej. Hindusi od wielu wieków starali się za wszelką cenę dotrzeć do prawdy. Tu, na zachodzie wielkim celem jest postęp materialny i wygoda.
Pomyślcie, jak wielkim dobrodziejstwem w tym życiu jest walka; zmaganie się jest wspaniałą lekcją. Jeśli jest jakaś droga do niebios, to tylko przez piekło. Każda dusza zmaga się z trudnościami, spotyka na drodze śmierć, tysiące razy śmierć, a mimo to nieustraszenie kroczy naprzód. Wtedy wzrasta, jaśnieje - niepokonana. W końcu spostrzega jak śmieszny i mały - w porównaniu z nią samą - stał się ideał, o który walczyła. Widzi, że przerosła wszelkie możliwe ideały i już wie: - Jestem początkiem i końcem, czystą Jaźnią, z którą nic nie może się równać. Czy jakakolwiek rzecz może się równać z moją Duszą? Nigdy nie było, nie ma i nie będzie takiej rzeczy! Moja Dusza jest najwyższym ideałem, jaki mogę mieć. Urzeczywistnienie prawdziwej natury jest jedynym celem mego życia.
Nie ma rzeczy bezwzględnie złej, a szatan istnieje taksami jak Bóg. Powiedziałem już: jedynie przez piekło wejdzie droga do niebios. Wciąż popełniamy w życiu jakieś błędy. Nic to! Nie ustawajcie w dążeniu. Nie oglądajcie się wstecz; nawet jeśli wam się zdaje, że coś zrobiliście źle, nie tak jak należy. Uwierzcie, że nie byliście dzisiaj tym, czym jesteście, gdyby nie wasze wczorajsze błędy. Błogosławione zatem są te błędy - nieoczekiwanie okazują się być aniołami. Błogosławione niech będzie cierpienie! Błogosławione szczęście! Nie rozmyślajcie o swoim losie, kroczcie do przodu, nie zważając na błahostki i na błędy. Na tym polu walki powstanie gęsta kurzawa z pyłu waszych błędów. Nie zniosą tego zbyt słabi i delikatni - sami ustąpią placu. Ale nie wy! Ta niezwykła wola walki, ta krańcowa determinacja - setki razy silniejsza od tej, którą przejawiacie przy zdobywaniu rzeczy tego świata - jest pierwszym wielkim przygotowaniem.
Tuż za nią musi przyjść medytacja. Medytacja to wielka rzecz, największe zbliżenie do duchowego życia. Tylko w tej chwili waszego codziennego życia, kiedy Dusza czuje sama siebie i wolna jest od wszelkich przedmiotów, przekraczacie materię, uwalniając się od ciała.
Ciało może być naszym wrogiem, ale i przyjacielem zarazem. Któż z was może się pogodzić z cierpieniem, swoich czy bliskich? A jak jest w przypadku, gdy patrzycie na nieszczęście i cierpienie przedstawione na obrazie? Na obrazie nie mogą nas dotknąć ani zranić, ponieważ są nierealne, ponieważ nie utożsamiamy się z nimi. Widok najstraszniejszych scen namalowanych na kawałku płótna może nas nawet zachwycić: podziwiamy barwy, technikę artysty, jego talent… Czy już rozumiecie, jak ważne jest w życiu nieprzywiązywanie się? Osiągnijcie zatem stan Świadka! Praktykowanie asan, ćwiczenia oddechowe oraz wszelkie inne praktyki są bezużyteczne, zanim nie osiągniesz stanu Świadka. Pamiętajcie przez cały czas: „Jestem Świadkiem”, uświadamiajcie to sobie nawet w najgroźniejszych sytuacjach. „Jestem Świadkiem, nietykalną Duszą, nic z zewnętrznie ma do mnie dostępu.” Powtarzajcie, kiedy pojawią się złe myśli: „Jestem Świadkiem, nie mam żadnego powodu ażeby cierpieć, żeby cokolwiek czynić. Skończyłem ze wszystkim, jestem Świadkiem. Ten wszechświat, to moja galeria obrazów. Oglądam różne obrazy: wszystkie są piękne - dobre czy złe. Podziwiam geniusz artysty - Wielkiego Malarza!”
Tak naprawdę, nie ma niczego innego - On jest wszystkim. On-Ona-Matka bawi się, a my jesteśmy jak lalki - jej pomocnicy w zabawie. Jednego ubiera w strój żebraka, innego w strój króla, świętego, diabła… W następnej chwili zmienia stroje; wszyscy uczestniczymy w tej boskiej zabawie.
Kiedy dziecko jest zajęte zabawą, to może nie przyjść nawet na wołanie matki, lecz gdy skończy zabawę, natychmiast do niej przybiegnie. Tak też się dzieje w naszym życiu: gdy czujemy, że nasza zabawa się kończy, natychmiast wracamy do Matki. Wtedy wszystkie nasze zabawki tracą jakiekolwiek znaczenie: mężczyźni, kobiety i dzieci, nazwisko, sława, uciechy i zaszczyty, niedole i sukcesy życiowe - niczego już nie ma i całe życie zdaje się wielkim widowiskiem. Czujemy tylko Nieskończony Rytm. Nieskończony, bez kierunku, nie wiadomo dokąd zmierzający. I tylko jedno wiemy: nasza zabawa wypełniła się.