Prawo Przyczyny i Skutku

Z Himalaya-Wiki

Prawo Przyczyny i Skutku czyli jak kierować swym przeznaczeniem Wanda Dynowska Według C. Jinarajadasy i A. Besant Wydanie z 1960 roku.

karma

Prawo karmy. Cel przyczyny i skutku

Kto niewolnika ciało niósł

jako książę przyjść może znów,

jeśli dobrocią i cnotą zasłużył;

a król potężny może

w nędzy łachman odziany

jeśli złym czynem zgrzeszy

i dobra zaniedbaniem.

„Światło Azji” Edwin Arnold

W miarę jak wiedza człowieka wzrasta, postrzega on, iż całym światem, w którym żyje, rządzi prawo. Każde nowo odkryte prawo natury wyzwala odrobinę naszej woli, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że działanie nasze ogranicza; a że czyny są tylko wypadkową wielu sił myśli i uczuć, przejawiających się w niewidzialnych - dla fizycznych zmysłów - światach, przeto nieskończenie ważne jest, by człowiek zrozumiał, że jego wewnętrznym światem rządzi również prawo i aby poznał to niezłomne prawo sprawiedliwości i ładu.

Wielkie prawo Karmy, czyli działania, odkrywa człowiekowi coś z tworzywa jego wewnętrznej istoty, a więc pomaga mu zdobywać, choć powoli i miarowo, władzę nad wszelkimi okolicznościami, a nie być ich niewolnikiem.

Znam naukową koncepcję, iż cały wszechświat jest przejawem energii. Elektron nie jest niczym innym jak „składnicą” energii, podobnie jak jest nią gwiazda, choć w skali nieskończenie większej. Energia ta jest w nieustannym ruchu, w ciągłej przemianie: ruch zmienia się w światło, ciepło lub elektryczność, cięższy element w lżejszy itd., przetwarzanie odbywa się wciąż. Człowiek jest również transformatorem energii; absorbuje energie z pożywienia, powietrza, słońca i przetwarza ją w ruch mięśni czy mózgu. Gdy używa swej energii dla wykonania czynu użytecznego dla innych, nazywamy taki czyn „dobrym”; a gdy używa jej dla szkody i krzywdy innych nazywamy go „złym”. Przez całe swe życie jest takim transformatorem; przyciąga i wchłania energię ogólną, powszechną i przemienia ją na swój własny użytek oraz dla dobra lub szkody innych.

Prawo Karmy jest wyrazem przyczyny i skutku w tym procesie przemieniania energii. Dotyczy ono nie tylko sił widzialnego świata, którymi zajmuje się nauka, ale i o wiele szerszych dziedzin światów niewidzialnych, będących właściwą sferą działania człowieka. Podobnie jak każdy ruch jego ręki rzuca w otaczający świat pewną energię, która narusza równowagę innych sił naszego fizycznego świata, tak każdą myślą i czuciem wywołuje pewne zmiany w swym psychicznym środowisku i zmienia układ sił w swoim stosunku do wszechświata i wszechświata do niego.

rys.1

Pierwszą zasadą, którą należy zrozumieć chcąc pojąć, czym jest prawo Karmy, jest to, iż mamy tu do czynienia z energią i jej skutkami. Jest to energia świata fizycznego - ruchu działania; lub też myślowego - myśli, pojęć, wyobrażeń. Tych trzech rodzajów energii używamy jednocześnie: energii pierwszej w działaniu fizycznego ciała; drugiej w pożądaniach i uczuciach organizmu astralnego, czyli emocjonalnego; trzeciej w myślach, zarówno konkretnych jak abstrakcyjnych w swym myślowym i przyczynowym organizmie. Tęsknić, marzyć, planować, myśleć, wyobrażać, odczuwać, wszystko to jest ruch energii tych trzech światów i zależnie od tego jak ich używamy, pomagamy - tak sobie jak i innym - albo też przeszkadzamy.

Możemy się spytać ku czemu pomagamy lub przeszkadzamy? Wszystka istniejąca we wszechświecie energia - wszelkie jej odmiany, jakich możemy używać w którejkolwiek ze sfer - jest energią Boga, my jesteśmy tylko tej jedynej energii transformatorami. A On, Bóg pragnie, abyśmy w tym przetwarzaniu szli po Jego myśli i w Jego zamierzeniu ewolucyjnym dopomagali.

Jeśli w używaniu tych trojakich energii stajemy się czynnikiem pomagającym w ewolucji (1) czyjejkolwiek bądź, działanie to można nazwać „dobrym”; a gdy przeszkadzającym i utrudniającym - „złym”. A że nie ma chwili, w której byśmy nie używali którejś z boskich energii, przeto z konieczności albo pomagamy, albo przeszkadzamy w wielkim planie ewolucyjnym.

Człowiek nie jest istotą oddzielną, odosobnioną od innych, lecz cząstką ludzkości składającej się z milionów jednostek, przeto każda jego myśl, uczucie i czyn oddziaływają w mniejszym lub większym stopniu, na jego bliźnich, zależnie od ich fizycznej czy psychicznej bliskości - jako na odbiorców jego energii. Każdy użytek, jaki robi z tych energii pomagając lub przeszkadzając całości, której sam jest cząstką, pociąga za sobą pewien skutek dla niego samego. W załączonym wykresie przedstawimy go jako akcje - czyny oraz ich ogólne skutki, czyli - reakcje. (rys.1)

Każda szkoda, utrudnienie czy krzywda uczyniona drugiemu równa się pewnej energii (przedstawionej na naszym wykresie czarnym kwadratem, trójkątem lub kołem) rzuconej w świat, która wyładowuje się czyniąc komuś szkodę: czyli równowaga stosunku wszechświata do tej innej istoty została naruszona, więc musi być przywrócona i to kosztem tego, który krzywdę uczynił. Karma jego szkodliwego czynu przyniesie mu nieuniknione cierpienie, a niejako soczewką dla wyładowania się energii zadającej to cierpienie zostaje pokrzywdzony i tym sposobem przywraca się uprzednia równowaga. Podobnie się dzieje i z każdym czynem dobrym i pełnym życzliwości. Karma jego, czyli skutek, to energia w re-akcji, która wyraża się przez okoliczności przynoszące przyjemność, udogodnienie lub rzecz miłą dla autora poprzedniego czynu.

ryc.2

Należy zaznaczyć, iż w tym świecie rządzonym przez prawo każdy rodzaj energii działa w swej własnej sferze. Jeden człowiek da jałmużnę żebrakowi serdecznie i ze współczuciem; a inny obojętnie, tylko na odczepnego; obaj spełnili czyn dobry i dla obu jednakowe przyniesie on skutki w fizycznej sferze; ale pierwszy będzie miał dodatkową Karmę swej serdeczności w sferze psychicznej w postaci jakiegoś radosnego i miłego wzruszenia, którego pierwszy będzie pozbawiony. Podobnie może ktoś nie mieć nic innego prócz serdecznego współczucia do ofiarowania człowiekowi cierpiącemu. Rezultatem tego będzie jakaś uczuciowa radość, ale żaden podobny skutek w sferze fizycznej.

Chcąc ułatwić zrozumienie tego trudnego przedmiotu, użyliśmy tu innego symbolu dla każdego rodzaju energii,(ostatnia kolumna wykresu) podkreślamy, iż znaki te - kwadraty, trójkąty i koła, jak i gwiazda, są jeno dowolnie wybranymi symbolami. W sferze myśli wyższej, abstrakcyjnej - właściwej ojczyźnie duszy, gdzie przebywa ona wciąż w swej przyczynowej „powłoce” - zło nie istnieje, równa się zeru. Pragnienia i tęsknoty duszy nie mają tu swego negatywnego odpowiednika, nie ma więc nic, co by mogło odpowiadać symbolowi gwiazdy czarnej. Człowiek zbrodniczy i zły nie ma złej duszy, przedstawia tylko mało rozwinięty typ, tj. duszę zaledwie budzącą się jeszcze niezdolną do rządzenia swym fizycznym organizmem ani do nadania kierunku swym żądzom i namiętnościom; energie jej są jeszcze zbyt słabe, gdy powraca na ziemię, aby mogła odpowiednio pokierować obu swymi przewodnikami.

Każdy z nas wchodząc w to życie, ma poza sobą długą przeszłość, innymi słowy rozpoczynając nowe życie na ziemi, przynosimy ze sobą z żywotów poprzednich dobrą lub złą Karmę, która składa się, jakeśmy już mówili, z różnych energii; rycina 2 jest próbą przedstawienia jednostki ludzkiej jako „soczewki” lub „wytwórni,” rozprzestrzeniającej wokół tak „dobre” jak i „złe” energie, przez siebie samą stworzone. Czarne znaki przedstawiają cierpienia, troski, udręki, przeciwności, zaś białe - ideały, natchnienia, radości, uciechy i pomyślne zdarzenia.

Rzuciwszy okiem na diagram uderza nas przede wszystkim wielka ilość cierpień i trosk przeznaczonych człowiekowi a stosunkowo bardzo mała radość, zaś z ideałów widzimy tylko trzy. Należy jednak pamiętać, że energie różnych sfer nie są równe swej sile i wartości oraz w swym wpływie na przeznaczenie człowieka. Jednostka energii fizycznej, sprowadzająca w swym skutku np. dobrobyt, wygody i pomyślnaść może posiadać zaledwie setną część tej siły w porównaniu do jednostki energii myślowej, która wyraża się w „ideale”. Jeśli przedstawimy przez 1 działanie jednostki energii fizycznej, nie przesadzimy oznaczając działanie emocjonalnej przez - 5, myśli konkretnej przez - 25 a myśli abstrakcyjnej - wyższej, tj. tworzącej ideały przez - 125. Toteż człowiek mający w swej Karmie wiele cierpień i trosk, jeśli tylko będzie miał choć parę wyraźnych ideałów, nie może przegrać bitwy życiowej; uczyni w niej na pewno znaczny i daleko sięgający postęp. Natomiast inny, któremu Karma wyznacza stanowisko i dostatek wraz z wielu uciechami i przyjemnościami lecz, który nie przyniósł ze sobą z przeszłych żywotów żadnego natchnienia dla duszy w formie ideałów, może mieć życie płytkie i przeciętne, błahych miłych zdarzeń i … miernoty.

Rozglądając się wokoło i obserwując życie ludzi, którzy nas otaczają, nie będzie przesadą stwierdzenie, iż u znacznej większości przeważa Karma zła nad dobrą; czyli mają więcej żmudnego trudu i udręki, aniżeli radosnej pracy, swobody i szczęścia. Istotnie, w obecnym stadium naszej ewolucji, w dorobku naszym mamy więcej czynników przynoszących cierpienie, aniżeli sprowadzających radość. Rachunek nasz po stronie energii negatywnych znacznie przewyższa pozytywne, gdyż w poprzednich żywotach nie mieliśmy bynajmniej ochoty stosować się do wskazań mądrości, a woleliśmy iść za podszeptami egoizmu, nie bacząc czy tym kogoś skrzywdzimy i przyczynimy mu ból.

ryc.3

A każda energia musi sprowadzić swój karmiczny skutek, gdyż: „co człowiek sieje to i zbiera”. Lecz przed tym żniwem energie zrodzone przez każdego człowieka są rozumnie i starannie układane i tak dostosowywane, by ostateczny rezultat wzajemnego oddziaływania dobrych i złych przyniósł choćby nieznaczną przewagę dobrych, a tym samym dał człowiekowi jak najlepsze możliwości dalszego rozwoju. Gdyby przy narodzinach wszystkie nagromadzone przez nas energie poszły w ruch, przy tak znacznej przewadze złych bylibyśmy tak przytłoczeni nędzą, smutkiem i nieszczęściem, iż wprost nie starczyłoby nam sił do walki z przeciwnościami. A celem naszego życia jest walka skuteczna, przeciwstawianie się złym, a dodawanie i wzmacnianie dobrych czynników w naszym ogólnym dorobku; toteż dla każdej duszy przy jej powrocie na ziemię dostosowuje się ją do jej siły, wytrzymałości, zdolności walki i przyswajania sobie nauk losu. Czynią to tzw. Władcy Karmy - wielkie Anioły, które wedle zamierzenia Boga wypełniają Jego Prawo - istoty rozumne, potężne, działające jako wykonawcy prawa przyczyny i skutku. Nigdy nie wymierzają kar ani nagród, tylko tak układają i dostosowują działania skutków wywołanych przez nasze własne czyny, myśli i uczucia, aby te pomogły nam w dalszym rozwoju. W układaniu Karmy każdego człowieka baczą, aby stosunek dobrej do złej był dokładnie taki, aby nie przewyższał jego siły i możliwości, aby była pewna nadwyżka czynników dobrych.

Na rycinie 3 mamy koło przedstawiające całość Karmy człowieka, czyli sumę nagromadzonej energii z jego przeszłych żywotów; koło ma dwie części białą i ciemną. Biała przedstawia ilość dobrej a ciemna ilość złej Karmy. Załóżmy, że całość Karmy człowieka wynosi 100 jednostek i, że stosunek dobrej do złej jest wyrażony w proporcji przedstawionej na naszym diagramie, tj. jak 2 do 3. Część a e b c a przedstawia dobrą Karmę, o 40 jednostkach, zaś część a d b c a przedstawia złą Karmę, w ilości 60 jednostek. Całokształt nagromadzonej lub tzw. Dojrzałej Karmy, jest znany w filozofii indyjskiej pod nazwą Sanczita, czyli zgromadzenia.

ryc.4

Z tej całości Władcy Karmy wybierają pewną część przeznaczoną na nowe wcielenie duszy na ziemi. Wyobraźmy sobie, że biorą jedną czwartą dla wyżycia w nowej inkarnacji. Ta jedna czwarta jest przedstawiona na naszym diagramie przez segment e c d a e; przy czym e c a oznacza dobrą z 10.7 jednostek; zaś a c d a złą z 14.3 jednostek. Proporcja między dobrą a złą nie jest teraz jak 2 do 3, jak w całości, a jest jak 3 do 4, czyli daje człowiekowi więcej z jego dobrego „zapisu” aniżeli, by mu się należało, jeśli tak można powiedzieć.

Część Karmy, z którą człowiek rozpoczyna dane życie na ziemi, nazywa się w filozofii indyjskiej - Praradbha, czyli początkowa, odpowiada to muzułmańskiemu „kiszmetowi” tj. losowi, „który Bóg uwiązuje na szyi każdego człowieka,” przy jego narodzinach (2).

Na rycinie 4 mamy tę Prarabdha Karmę, dobra jej część to segment f i g h f a zła to segment f h g f . Wspomnieliśmy, iż propozycja dobrego w stosunku do złego wybranego na jedno życie była większa aniżeli jego proporcja w ogólnej sumie wszystkich żywotów przeszłych. Zaznacza się to wyraźnie w naszym diagramie, gdzie segment f i h f przedstawia proporcje dobrego w całej Karmie, a większy segment f i g h f przedstawia jego ilość wybraną na nowe życie.

ryc.5

Karma będąc siłą w miarę swego działania wypełnia pewną pracę, która wywołuje w życiu człowieka reakcje, sprowadza skutki, przedstawione na ryc. 1. W miarę życia i doświadczeń człowieka Karma przedstawiona na ryc. 2 wyczerpuje się, „wyżywa” lecz praca wykonana sprowadza znów swój skutek, tj. tworzy nową Karmę zależną od rodzaju reakcji człowieka, od jego mądrości w stosunku, którym sam może kierować. Jeśli przypadające mu w udziale cierpienia wzbudzą w nim pogodną cierpliwość w ich znoszeniu oraz współczucie w cierpieniu innych ludzi; jeśli przeciwności pobudzą go do tym większych wysiłków, a nie zniechęcą i nie obezwładnią; jeśli niesprawiedliwości, jakie spotykają go od ludzi, nie wzbudzą goryczy, a raczej tym większą chęć jak najprędszego wyrównania ongiś uczynionych krzywd. Jednym słowem, jeśli będzie rozumnie spłacać swe długi karmiczne i chętnie równoważyć skutki swych czynów, wówczas ta nowo-tworząca się Karma będzie dobra i wyzwalająca. Lecz jeśli się będzie zacinać w niechęci i sprzeciwie, jeśli będzie przyjmować los z szemraniem i goryczą a spłacanie długów, których żąda odeń Karma będzie uważać za niesprawiedliwość i stanie się okrutny i twardy dla innych, przyczyniając im znów cierpienia, wówczas oczywiście powiększy swą złą Karmę i zamiast postąpić na drodze ku swobodzie i szczęściu, nowe sobie ukuje kajdany.

W praktyce, gdy mamy spłacać długi karmiczne, większość z nas tworzy nową karmę, jak i dawniej mieszaną, tj. częściowo dobrą, częściowo złą (3). Jeno u rozumniejszych dobra będzie przeważać nad złą. Mądrość życia polega na rozumieniu, czego „żąda od nas los.”

ryc.6

Owa nowo stworzona Karma, zwana w sanskrycie Agami albo Krijamana, czyli Karmą „przyszłości” jest pokazana na ryc. 5. Jest to szersze koło aniżeli na ryc. 2. Gdy 25 jednostek Karmy, tak dobrej jak złej, spłaciło się lub wyżyło, przypuścimy, iż 36 nowych obu rodzajów razem, zostało stworzonych; tak więc proporcja dobrej do złej na początku życia była jak 3 do 4, a przy jego końcu będzie - nowo-stworzonej dobrej 16 a złej 20 - czyli jak 4 do 5. Na ryc. 5 promień m l i promień k l zaznaczają wielkość segmentów dawnej dobrej wyżytej i nowej stworzonej.

Na ryc. 6 mamy oba diagramy, tj. 4 i 5 położone jeden na drugim. Widzimy od razu, iż jest tu zarówno więcej energii wytworzonej, jak i większa proporcja dobrej w stosunku do złej. Wracając do ryc. 3 widzimy, iż teraz segment a e c d a został wyczerpany, wyżyty; a zamiast niego musimy wstawić nową Karmę przedstawioną na diagramie 4, to widzimy na ryc. 7. Koło zewnętrzne przedstawia nową całość stu jedenastu jednostek, zaś koło wewnętrzne poprzednią całość 100 jednostek, promienie p o i p r pokazują jak dla przyszłości mamy większą proporcję dobrej Karmy w stosunku do złej, aniżeli było poprzednio, bo teraz 45.3 do 65.7, czyli jak 41 do 59, a proporcja dawnej całości była jak 40 do 60, więc zmiana jest nieznaczna, tylko o jednostkę więcej dobrej a o jedną mniej złej, jako rezultat całej inkarnacji.

Można powiedzieć, iż zanim człowiek nie zrozumie podstaw ewolucji, wciąż jest miotany przez te same fale doli i niedoli, smutków i radości przez szereg lat i szereg żywotów. Dopiero, gdy budzi się w nim pragnienie przyśpieszenia ewolucji ogólnej, wedle zamysłu Boga i służenia pomocą innym, a nie tylko życia dla siebie, coś wyraźnie zmienia się w jego „losie,” czyli Karmie; cały proces rozkwitu duszy wchodzi w nową fazę, bo odtąd rozwój przyśpiesza się od jednego życia do drugiego, jakby w geometrycznej progresji.

ryc.7

Może teraz będzie jasnym dla czytelnika, iż każdy jest w dużej mierze związany z własnym losem, bowiem tzw. „przeznaczenie” - to owa suma dobrej i złej Karmy wybranej dlań na to życie z jego ogólnego dorobku przez Władców Karmy. Rodzice, dziedziczność, kraj, w którym się rodzi, religia, sfera społeczna i otoczenia, do którego ma należeć, ludzie, którzy mu będą pomagać lub przeszkadzać; sposobności, jakie mu życie dostarcza; obowiązki jakie nakłada; zdrowie, budowa organizmu, uroda, wreszcie śmierć - oto są czynniki wyznaczone przez „los” i nie dające się zmienić. Ale choć energie te muszą nieuniknienie wyładować się, nie określają i nie narzucają mu bynajmniej jak ma reagować na ich działanie, choć niewielka i w wąskiej skali przejawiająca się wola jego jest przecież swobodna, może reagować na swą dawną Karmę rozmaicie i przechylać szalę przyszłej znacznie więcej na stronę dobrej aniżeli złej. Choć nie można zaprzeczyć, iż ograniczają go zarówno poprzednie skłonności i charakter, jak ciśnienie wywierane przez otoczenie, ale wszak boski Duch w nim przebywa i jak tylko dostatecznie się obudzi, skierowuje cały wysiłek ku współdziałaniu, a nie przeciwstawianiu się Prawu Ewolucji.

Można by powiedzieć, iż obowiązkiem „starszych” w narodzie, jak i jego rządu, jest takie uregulowanie warunków wychowania, oświaty, pracy, wczasów itd. aby mogły dopomóc każdej jednostce we współdziałaniu z ewolucją, a utrudniały paczenie się jej i opóźnianie w rozwoju; lecz w dzisiejszych czasach jest to jeszcze utopia, która zrealizuje się może kiedyś, w przyszłości. Dopóki ten szczęsny dzień nie nadejdzie, gdy jakikolwiek człowiek w społeczności upada, czyni źle, popełnia zbrodnie, a większość swych złych skłonności zawdzięcza wpływom otoczenia i warunków, każdy z nas, który przyczynił się do wytworzenia takiego a nie innego społecznego środowiska, bierze udział w Karmie jego czynów.

ryc.8

Mówiliśmy już, iż Władcy Karmy kierują dobrem i działaniem energii karmicznych. Musimy teraz zrozumieć zasady, którymi się rządzą. Przedstawiamy je w skrócie na wykresie 8. Władcy Karmy mają do czynienia z całością karmicznych energii każdej jednostki, nie mogą nic do nich dodać, nic od nich ująć. Związki karmiczne danego człowieka pochodzą z odległej przeszłości; wiążą go z pewną społecznością, klasą, narodem, toteż musi urodzić się tam, gdzie te związki będą mogły znaleźć swój wyraz i - „wyżyć się”. Ale jedno życie na ziemi jest tylko małą cząstką długiego ich szeregu; a wszystkie wiodą do szczytu człowieczeństwa. Wówczas wychyla się już człowiek poza ludzkość i staje się Mistrzem Mądrości i Współczucia, urzeczywistnieniem Pierwowzoru, jaki Bóg dla niego stworzył (4).

Wszędzie wkoło widzimy zastraszające różnice losu i żadna materialistyczna teoria nie zdoła nam ich wytłumaczyć. Jeden człowiek ma od urodzenia silny, wspaniale zbudowany organizm, a drugi ma organizm wątły. Jeden ma od dzieciństwa subtelny słuch i muzykalne zdolności, drugi przychodzi na świat głuchoniemy. W rodzinie dotkniętej daltonizmem trzech synów dziedziczy to kalectwo, a czwarty ma normalną wrażliwość na kolory. Cóż może być przyczyną, iż ci trzej przejdą przez życie z tak smutnym ograniczeniem, a czwarty będzie od niego wolny? Nie można pojąć przeznaczeń poszczególnych ludzi, jeśli na nie patrzymy tylko od strony fizycznego istnienia. Lecz zagadka losu rozwiąże się snadnie, jeśli spojrzymy od strony rozwoju życia i przyjmiemy trzy założenia:

1. Człowiek jest Jaźnią duchową, wieczną i niezniszczalną Monadą, czyli „jednostką świadomości” w łonie Boga. Duch jego, raczej jego cząstka, przyobleka ciała, „pogrąża się” w materię, „zstępuje” na ziemię i poznaje, doświadcza, uczy się tworzyć i działać wedle praw, które go naprzód ograniczają, a potem zapewniają swobodę, aż wreszcie „powraca w dom Ojca” jako samodzielny twórca, współpracownik Pana w Jego niezmiernym, nieskończonym wszechświecie.

2. Człowiek żył już setki razy na ziemi, gdzie myślał, czuł, działał, ku dobremu lub ku złemu, czyli wprawiał w ruch energie, które pomagały lub przeszkadzały w dalszym rozwoju, zarówno jemu samemu, jak i innym. W każdym życiu spotyka skutki swych myśli, uczuć i czynów.



3. Człowiek nie jest wolny lecz związany i ograniczony zanim nie pozna boskiego Prawa i nie uzgodni z nim swoich myśli, uczuć i czynów. („Poznajcie Prawdę, a Prawda was wyswobodzi”) Żyje, raz po raz wracając na ziemię, by urzeczywistnić cel - wyrosnąć w pełną postawę Człowieczeństwa wedle prawzoru, jaki Myśl Boga dlań stworzyła.

Jak dla roślin i zwierząt istnieją pewne archetypy, wzory kształtów i form, tak dla istot ludzkich istnieją Pierwowzory w duchu. Jeden człowiek zostanie kiedyś promienną świętą wielkością w swej wszechmiłości i wszechwspółczuciu; drugi genialnym w ujmowaniu i przekazywaniu wiedzy o prawach i prawdzie; trzeci wspaniałym w mocy niezłomnej i dalekowidzącej, w umiejętności rządzenia i kierowania ludźmi i narodami; inny nieustraszonym odkrywcą i uczonym, o przenikliwym, szerokim rozumie, odczytującym zagadki życia; jeszcze inny natchnionym artystą, twórcą piękna i wspaniałej harmonii.

Każdy z nas dąży, acz może jeszcze nieświadomie, do wydobycia i urzeczywistnienia swej wewnętrznej prawdy, która odpowiada Myśli Boga; do obudzenia w sobie Słowa, jakie On nam wyznaczył. Pełnia Jego dźwięku jest właśnie tym Pierwowzorem i celem, do którego nieustannie dążymy.

Na drodze tej niemal największą pomocą jest twórcza praca, odpowiadająca naszej istotnej naturze. Bowiem po to my, jako dusze, schodzimy na ten ziemski świat, by odkryć, co jest naszą pracą twórczą i wyzwolić ukrytą w nas moc, zmagając się i walcząc o jej wypełnienie. Znaleźć ją nie jest łatwo. Pominąwszy wszelkie zewnętrzne czynniki - obecną budowę społeczną, walkę o byt, itp. - jednym z koniecznych warunków będzie odpowiedni organizm fizyczny. Może on być pomocą lub przeszkodą dla duszy w jej drodze, bowiem cało-życiowa działalność człowieka w dużej mierze zależy od budowy i rodzaju jego fizycznego ciała; a że dostarczają go rodzice, dziedziczność będzie odgrywała znaczną rolę. Toteż Władcy Karmy z dostarczanych przez rodziców fizycznych elementów, wybierają i zasilają te, które będą najużyteczniejsze dla stworzenia typu fizycznego odpowiadającego potrzebom duszy w wyrażaniu przeznaczonej dla niej na to życie Karmy. Jeśli jej następnym krokiem w ewolucji ma być np. rozwinięcie talentu muzycznego, będą starali się dobrać jak najodpowiedniejsze dla tego czynniki. Muzyk musi być obdarzony niezwykle wrażliwym systemem nerwowym, jak i specjalnym rozwojem komórek ucha; toteż Władcy Karmy najstaranniej zasilają te elementy podczas rozwoju embrionu w łonie matki. Rozumie się samo przez się, iż dusza taka będzie skierowana do rodziny muzykalnej o dziedzicznie wrażliwym i wybitnie rozwiniętym słuchu. ryc. 8. Nie może tu być mowy o przypadku.

Jeśli z drugiej strony wewnętrzna siła danego człowieka ma być wyrobiona na stałe, uparte stawianie czoła przeciwnościom lub cała natura uszlachetniona przez cierpienie, wówczas inne czynniki będą zaznaczone, np. dość słaby organizm, mało odporny na choroby ,lub obarczony jakąś ciężką dziedzicznością. A jeśli człowiek ten był już w przeszłości dobrym matematykiem, a w danym życiu ma zostać geniuszem w tej dziedzinie, tedy specjalnie zasilą w embrionie komórki mózgowe odpowiadające talentowi matematycznemu. Zależnie od zadań i prac, jakie ma przed sobą dany człowiek - wyznaczonych mu przez jego własną przeszłą Karmę - owe wielkie pomocne Istoty dobierają i zasilają odpowiednie czynniki w jego tworzącym się fizycznym organizmie, np. siłę i odporność dla pionierów, odkrywców, badaczy; a wrażliwość nerwową dla artystów oraz tych, którzy wiele mogą zdziałać przez bezpośredni kontakt ze światem istot niezależnych itd.

Władcy Karmy - wielkie Anioły zwane Budowniczymi - przychodzą człowiekowi z pomocą w wypełnianiu jego losu zawsze wedle Prawa Sprawiedliwości, które mówi: „co człowiek posieje, to i zeżnie”. Owe olbrzymie anielskie Istoty nie karzą ani nagradzają, jeno takie dobierają spośród czynników dostarczonych przez rodziców energie, które człowiek w swej przeszłości puścił w ruch i tak je układają we wzajemną współzależność, aby stały się dlań pomocą, dźwignią i bodźcem w szybszym odkrywaniu swej prawdy w przyswajaniu sobie nauki wyznaczonej na to życie dla duszy i w wykonaniu swej pracy. Gdy wyznaczają człowiekowi radość czy cierpienie, wspaniałe, pomyślne warunki, czy też nieszczęścia, trudności i klęski, to jedno mają na względzie, wiedząc, iż celem człowieka w jego obecnym stopniu rozwoju nie jest być szczęśliwym czy nieszczęśliwym, a uczynić choćby jeden krok ku urzeczywistnieniu swego wewnętrznego Słowa, swego Archetypu. Czeka go w dalszych okresach jego pracy - gdy zadania swe pocznie wypełniać z całą świadomością i rozumieniem - szczęśliwość niezmierna lecz dopóki tego poziomu nie dosięgnie, jest obowiązkiem Władców Karmy wywierać nań ciągły nacisk, przynaglać w drodze, zagrzewać do wysiłku i walki, prowadzić od jednego doświadczenia do drugiego czy będą one radosne, czy smutne, pomyślne czy też bolesne.

Z nieograniczonym współczuciem i nieskończoną mądrością lecz nie odchylając się ani na jotę od bezwzględnej sprawiedliwości, budują dla jednej duszy ciało zharmonizowane, giętkie, wspaniałe, odpowiednie dla geniusza a dla drugiej wątłe i chorowite, które przez całe życie będzie utrapieniem i ciężarem, jak kula u nogi. Przeszkody i pomoce, radości i bóle, powodzenia i klęski, to jakby cegiełki, które sam człowiek przygotował dla zbudowania swego czasowego mieszkania, narzędzia swej pracy i twórczości. Nie jest celem Władców Karmy uczynić człowieka zadowolonym czy też narzekającym, dobrym czy „złym”. Zadaniem Ich jest pomóc mu zbliżyć się do swej wewnętrznej Prawdy. Nic nie mogą dać ani ująć z jego Karmy, tylko tak ją ułożyć, tak dostosować energie wytworzone przez duszę, poprzez wszystkie żywoty i śmierci na ziemi, aby jak najszybciej dotarła do swego celu, do swego ostatecznego wypełnienia.

Nie należy jednak sobie wyobrażać, iż ów „los”, ułożony na jedno życie dla człowieka, jest czymś zupełnie niezmiennym i zakrzepłym; nieraz się zdarza, iż sam może go zmienić przez niezwykłe ustosunkowanie się do okoliczności. Z drugiej strony niektóre czyny, zdawałoby się patrząc z zewnątrz nieuniknione i przesądzone, nie są takimi bynajmniej, np. samobójstwo nie jest nigdy w przeznaczeniu człowieka, choćby się nam zdawało, że ciśnienie warunków jest ponad jego siły; będzie to tylko złudzenie. Zadaniem pisanym w losie człowieka jest zawsze walczyć, zmagać się z przeciwnościami, przeciwstawiać klęskom, nieszczęściom, bólom i własnym słabościom; a nie poddawać się biernie fali, nie uginać pod brzemieniem, nie ślepnąć od chwilowej, choćby nieprzeniknionej, zdawałoby się mgły.

Zmienić bieg przeznaczenia może też człowiek niejednokrotnie przez czujne i szybkie „schwytanie” jakiejś sposobności, nie będącej w jego losie nieodzowną. Może np. spotkawszy „przygodnie” wielkiego świętego, wieszcza lub Nauczyciela religijnego, z którego działalnością nie był dotąd specjalnie związany, oddźwięknąć tak silnie na jego naukę, odczuć tak żywo i głęboko jego wpływ, iż przemiana wewnętrzna niemal rewolucyjna może wprowadzić nowe czynniki w jego życie, stworzyć nowy związek z tym wielkim Nauczycielem nadając jakby inny, niespodziewany kierunek jego dalszej Karmie.

Nierzadko również Karma jednego człowieka była jakby wytrącona ze swego biegu przez czyny innych ludzi, nie przewidziane w jego losie. We wszelkich podobnych wypadkach - czy będą one pomagające, czy przeszkadzające rozwojowi danego człowieka - należy pamiętać, iż ogólny zasób jego Karmy jest o wiele większy aniżeli się da w jednym życiu wyrazić, więc ta nowa, pomyślna czy nieszczęśliwa, bywa dodana lub odjęta od całości a sprawiedliwość zawsze zachowana.

Należy również wspomnieć, iż istnieją różne związki karmiczne pomiędzy ludźmi. Mogą oni być związani jednym lub kilkoma, ale niekoniecznie wszystkimi jej rodzajami. Najczęstszym jest związek karmiczny przez miłość i przez nienawiść; ale jest i wiele innych np. związki rasy, narodu, klasy, grupy społecznej czy nawet fachu. Gdy człowiek rodzi się np. w kaście kapłańskiej jakiejkolwiek religii, bierze z konieczności udział w Karmie kolektywnej tej grupy jako całości, a może ona sięgać wieków wstecz i być zarówno dobrą, jak i bardzo złą. A członek pewnego narodu będzie podlegał pomyślnej, jak i nieszczęśliwej Karmie, jaką dany naród sobie zgotował w przeciągu wielu wieków. Istnieje również Karma związana z powołaniem, zawodem, pracą lub misją historyczną różnych grup ludzkich.

Tak olbrzymi przedmiot jak działanie Prawa Karmy, czyli - człowiek w czynie - wymaga obszernej pracy. Aby w pełni objąć całe znaczenie i działanie Karmy potrzeba mądrości nadczłowieka, ale zrozumienie choćby głównych podstaw i zasad jej działania wystarcza, by zrewolucjonizować nasz światopogląd, zmienić zasadniczo nasze pojęcia o życiu, o człowieku i o nas samych. Może najlepszym przedstawieniem w skrócie tego, co wiemy o Karmie jest nasz diagram Nr 9.

W przeszłym życiu W teraźniejszym życiu
Pomocne czyny dadzą Dobre środowisko
Czyny szkodzące dadzą Złe środowisko
Tęsknoty i marzenia dadzą Zdolności
Stale powtarzane uczucia i myśli dadzą Charakter
Powodzenia w zamiarach i pracy dadzą Zapał
Przeżycia i doświadczenia dadzą Mądrość
Cierpienie i ból dadzą Mądrość i Sumienie
Wola dopomagania innym dadzą Uduchowienie
Głeboka miłość dadzą Wielkie Serce

Zaprawdę istnieje JEDEN, Jedyny, który tą wszystkość rzeczy wszelkiej powołał w byt, wedle wielkiego Zamierzenia w duchu Miłości i Piękna; ale w obecnym stopniu ewolucji człowieka ten boski plan, ta przeogromna wizja twórcza realizuje się dotąd w pełni tylko „w niebiesiech" lecz jeszcze nie „na ziemi”. Ale On z nieskończoną cierpliwością czeka aż się ziści Wola Jego „jako w niebie tak i na ziemi”. A dzień ten nie może nadejść zanim każda z miriadów dusz - żywych cząstek Jego Samego - będzie gotowa swobodnie i dobrowolnie uzgodnić swą wolę z Wolą Jego i zburzyć swój mały światek, aby go dostosować do Jego wielkiego Zamierzenia. Jest On bowiem wielkim Budowniczym, który rozbija i przebudowuje to, co Sam stworzy i kształtuje nowe dzieła, coraz to większe i doskonalej oddające Jego twórczą myśl. Niezliczone wszechświaty to Jego boskie działanie, „Karma” to Jego wieczyście nowy twórczy czyn. Gdy każdy z nas pozna ,co jest najistotniejszą tęsknotą jego serca, gdy zrodzi się w nim wola, by zburzyć wszystko, co dotąd zbudował, po to, aby lepszy, doskonalszy zaistniał świat dla ludzi wszystkich, wówczas pozna jak i jego czyn - Karma - będzie w harmonii z Wolą Najwyższą.


Karma i reinkarnacja

Znaczenie prawa Karmy streszcza się w prostych słowach: „Co człowiek posieje, to i zbierze.” Nikt nie spodziewa się, siejąc żyto zebrać owsa. I w tym zasadza się cały sens tego powszechnego prawa. Choć nie jest łatwo odkryć jego działanie w naszym codziennym życiu, jak i zdarzeniach spotykających naszych przyjaciół czy okolicznościach, w których żyją nasi znajomi i ich rodziny, a tym bardziej w losach grup społecznych i narodów. Ale bliższe, szczegółowsze studia rządząc się zawsze rozsądkiem i logiką, wiele nam mogą dopomóc. A chyba nie ma nauki w filozofii indyjskiej, która by tyle rzucała światła na dotąd zupełnie niezrozumiałe i zagadkowe problemy oraz przedstawiała równie jasno koordynację wszystkiego co żyje, współzależność ludzi oraz sprawiedliwość działającą równie niezmiennie i niezachwianie w świecie psychicznym, moralnym, jak w fizycznym - jak to prawo karmy.

Oczywiście należy je rozpatrywać wraz z dopełniającym je i odeń nieoddzielnym pojęciem, choćby traktowanym jako hipoteza robocza, tzw. Reinkarnacji, tj. wielokrotnych żywotów na ziemi, które to prawo właściwie jest także powszechnym w przyrodzie; a bez niego na szereg nierozwiązalnych zagadek, jakie w życiu spotykamy, nie można sobie choćby w przybliżeniu odpowiedzieć.

Dlaczego jeden człowiek przychodzi na świat utalentowany w doskonałych dla swego rozwoju warunkach, pracuje na szerokim narodowym terenie, jest użyteczny, pomocny setkom współbraci, szanowany, wpływowy? Dlaczego drugi przychodzi na świat kaleki w okolicznościach utrudniających mu wszelki rozwój, jest całe życie zamknięty w obrębie paru uliczek prowincjonalnego miasteczka, bez jakiejkolwiek pomocy w szerszym stopniu na świat, bez sposobności udzielania innym czegoś z wrodzonych darów charakteru i serca? Dlaczego jeden w najskromniejszych warunkach jest radosny, wszędzie roztacza uśmiech i serdeczność, drugi z tego co ma, nie jest zadowolony a pełen goryczy i buntu, pretensji do losu i do ludzi za wyimaginowane niesprawiedliwości? Jeden już od wczesnego dzieciństwa przejawia dobroć, przywiązanie i szlachetność, drugi od najmłodszych lat jest chytry, przebiegły, podstępny, pełen złośliwości i okrucieństwa. Wszystkich tych różnic rzucających się nam na każdym kroku w oczy, nie da się logicznie wytłumaczyć bez przyjęcia (jak powiedziałam choćby chwilowo jako roboczej hipotezy) tych dwóch dopełniających się pojęć: reinkarnacji i karmy.

Przede wszystkim należy zrozumieć, że karma jest to PRAWO - równie powszechne, niezłomne, niezmienne i nienaruszalne jak każde prawo Przyrody; jak to ostatnie nigdy nie może być złamane, nigdy naruszone, nigdy przyczyna nie może być pozbawiona swego skutku - czy objawi się on natychmiast, jak sparzenie się, gdy włożymy palec w ogień, czy po wielu miesiącach i latach, jak przebywanie w niezdrowym środowisku, które sprowadza po pewnym czasie niedomaganie, a wreszcie poważne zapadnięcie na zdrowiu. Przyrody nie da się oszukać, prawo działa wszędzie i nie zna wyjątków. Ludzie, najczęściej na Zachodzie nie rozumiejący dostatecznie tego prawa, sądzą, iż rodzi ono fatalizm. Jest to błąd powierzchownego myślenia.


Niewzruszoność prawa

Każdy z nas wie, iż żyjemy w świecie rządzonym przez prawo, że otaczają nas zewsząd prawa przyrody, których nie da się złamać. A jednak, gdy po raz pierwszy żywo i konkretnie zdamy sobie sprawę, iż dziedzina moralna - świat naszych myśli i uczuć - jest rządzona prawami równie niewzruszonymi jak otaczający nas fizyczny świat nierzadko ogarnia nas przygnębienie i bezradność, jakbyśmy się nagle poczuli igraszką w ręku jakiejś nieznanej, ogromnej potęgi, która kieruje nami i rzuca tam, gdzie chce. Tymczasem w rzeczywistości jest odwrotnie, gdyż owa „potęga”, gdy ją zrozumiemy, zaniesie nas posłusznie tam, gdzie zechcemy sami. Wszystkich sił przyrody możemy używać swobodnie i własnowolnie, gdy je dostatecznie poznamy i zrozumiemy ich działanie. „Przyrodę podbija się posłuszeństwem. ” Wszystkie jej niezwyciężone i niewyczerpalne energie są na nasze usługi od chwili, gdy dzięki zdobytej wiedzy współdziałamy z nimi, a nie sprzeciwiamy się lub opieramy im. W każdej chwili możemy wybrać z jej nieprzebranych zasobów te energie, które nam są najpotrzebniejsze i najbardziej użyteczne oraz pokierować nimi wedle własnej woli, a niezmienność prawa staje się gwarancją powodzenia naszych usiłowań.

Wszystkie doświadczenia naukowe opierają się na tej niezmienności prawa, jak i wszelkie planowania na przyszłość i przewidywanie rezultatów. Na tym opiera się chemik w swych doświadczeniach. Będąc pewien, iż przyroda musi mu dać zawsze tę samą odpowiedź, jeśli jej zada to samo ściśle i właściwie sformułowane pytanie. Zmianę w odpowiedzi przyrody - w rezultatach swych doświadczeń - przypisuje tylko sobie, tj. niedopatrzeniu w zastosowanym przezeń procesie lecz nigdy zmianie w jej prawach. Podobnie się dzieje z każdym czynem ludzkim: im bardziej się opiera na ścisłej wiedzy, tym pewniej można przewidzieć jego skutki, gdyż „przypadek” nie istnieje,. To, co nieraz tak nazywamy jest wynikiem jego niewiedzy, nieorientowania się w działaniach praw, których badacz dostatecznie nie zgłębił lub je przeoczył. W świecie moralnych praw, w świecie myśli i uczuć, podobnie jak w fizycznym, skutki mogą być obliczone i z góry przewidziane. Przyroda nie zawodzi nas nigdy, zawodzić nas może tylko nasza własna ślepota albo krótkowzroczność. Wiemy np., że przy wchodzeniu na schody czy wspinaniu się na góry trzeba dodatkowego wysiłku w stosunku do potrzebnego na równinach, ale prawo ciążenia nie przeszkadza nam w działaniu wedle naszej woli. Zupełnie podobnie jest w dziedzinie tzw. „moralnej”, czyli w działaniu tych samych praw, o czym dotąd mało myśleliśmy.

Jeśli stwarzamy i rzucamy w otaczający nas świat nienawiść, złość - która jest zawsze energią destrukcyjną, rozbijającą, czyli przeszkadzającą rozwojowi życia - możemy nie być skazani na doświadczenie nieuchronnego jej skutku w formie cierpienia tylko wówczas, jeśli potrafimy ją zneutralizować, tj. wprowadzić w grę energię odwrotną, równoważącą, przeciwdziałającą jej - energię życzliwości, dobroci, serdeczności i przyjaźni. Czy to zrównoważy całkowicie pierwszą i doprowadzi do zera - a więc unicestwi jej skutek - czy tylko nieco go zmniejszy i złagodzi, czy też przeważy, zostawiając w naszym budżecie moralnym plus a nie minus, zależy całkowicie od ilości i natężenia obu we wzajemnym do siebie stosunku. Jeśli np. pierwsza - niechęć i złość - będzie równała się 5 jednostkom, druga może się równać także 5, rezultat będzie 0 (plus minus się znosi); albo równać się 3, wówczas albo zrównoważy, albo 6 - a wtedy przeważy.

Więc Karma tj. prawo przyczyny i skutku, jak i wszystkie prawa, wiąże nas i czyni niewolnikami skutków nieświadomie lub bezmyślnie stwarzanych przyczyn, jeśli działamy w ciemnocie, na ślepo, nie licząc się z prawem lub je ignorując. Ale w miarę zdobywania wiedzy i poznawania działania praw jest możliwe uwalnianie się przez rządzenie nim świadome i rozumne. Owo neutralizowanie skutków dawno stworzonych przyczyn, tworząc dobrowolnie nowe a odwrotne, jest jedną z nauk Jogi dostępną zresztą dla każdego, kto dostatecznie poważnie przestudiuje to zagadnienie i zechce wyciągnąć zeń praktyczne do życia zastosowane konsekwencje.

Prawo Karmy nie jest ani bardziej, ani mniej „święte” czy też „czcigodne” aniżeli jakiekolwiek inne prawo przyrody. Nikomu nie przyszłoby na myśl np. modlić się do jakiejkolwiek Wyższej Potęgi - choćby samego Stwórcy - o uchylenie dla nas jakiegoś fizycznego prawa, o uczynienie wyjątku w jego działaniu. Uważalibyśmy człowieka podobnie zanoszącego do Boga modły za niespełna rozumu. A przecież robimy to samo wciąż, modląc się o odwrócenie od nas klęski, choć żadna, której sami nie przygotowaliśmy, nie może nas dosięgnąć; o odwrócenie nieszczęścia, choć „nie zasłużone”, tj. nie wywołane przez nas samych, puszczeniem w ruch odpowiednich energii, nie może nas spotkać. Jest to fizyczną niemożliwością, bo tylko to spotykamy w życiu, cośmy sami wywołali. Wyraża to dosadnie maksyma; „Spotykamy w życiu tylko siebie samych”. Inni, którzy nam zadają ból, krzywdzą czy gnębią są w stosunku do nas tylko pośrednikami, niejako pionkami wyrażającymi skutki własnych naszych czynów, myśli i uczuć w przeszłości.

Pojęcie, iż cierpienia i utraty, które nas w życiu spotykają są to „kary”, że w ogóle we wszechświecie rządzonym przedziwnie rozumnym a pełnym miłości i piękna prawem - może istnieć coś podobnie ludzkiego, jak gdzieś przez kogoś, kto się „gniewa” i jest przez nasz czyn „obrażony”, arbitralnie i każdorazowo wymierzana kara, uczyniło ludziom więcej zła, niż wszystkie najsroższe i najstraszniejsze klęski i katastrofy od początku wieków.

Prawodawstwo ludzkie jest zmienne i nieraz o tyle dowolne, że w innych stronach świata zupełnie odrębne; a w tym samym kraju wymiar sprawiedliwości zależy od politycznych, społecznych i religijnych przekonań i przesądów sędziów, od kulturalnego środowiska i indywidualnego moralnego ich rozwoju, od znajomości psychologii, własnych zamiłowań a nieraz i humoru. Ale prawa o przyrodzie czy to fizycznej, czy moralnej, będąc wyrazem Wielkiej Myśli stwórczej Najwyższego, która światy całe powołała w byt są szerokie, niezmienne, powszechne i nie znają wyjątków. Przypisywanie tej boskiej Myśli i Woli jakiegokolwiek faworyzmu, chęci „kupowania” u Niej „wyjątkowych praw” za cenę modlitw, świeczek czy rytuałów, jest jednym z najbardziej bezsensownych i obniżających pojęcie Najwyższego przesądów.

Czytelnik może się zapytać, cóż więc znaczy tzw. „grzechów odpuszczenie”, żal, który „zmywa” winy, modlitwa, która, odwraca klęski itd.

Rozpatrzmy te pytania. „Grzechem” jest tylko to, co popełniamy wiedząc, że jest szkodliwe, czyli Prawu sprzeciwiające się. A składają się na taki postępek wielorakie czynniki: myśli, zazwyczaj zabarwione silnie pożądaniem lub inną namiętnością, a dostatecznie silne, by pchnąć nas do czynu tzw. „złego”, tj. szkodzącego nam samym lub bliźniemu. Każda z tych trojakich energii - myśli, czucia, akcji działa w swojej własnej odrębnej sferze i tylko w niej przynosi skutki. Jeśli np. myślowo sprytnie i perfidnie udowadniamy sobie, że kradzież nie skrzywdzi danego człowieka, że nie jest złem, itd. tym samym wprowadzamy w swój myślowy świat - zwany nieraz przewodnikiem lub narzędziem myśli, czyli naszym „ciałem” mentalnym - czynnik destrukcyjny, fałszu, chytrości, przebiegłości, podstępu, a więc na przyszłość objawi się to spaczeniem charakteru, tendencją do dalszego oszustwa, trudnością nawet w rozpoznawaniu i odróżnianiu dobra drugiego człowieka - popełniamy kradzież, tj. wyraźny, konkretny czyn. W dziedzinie charakteru znów sami na tym najgorzej wyjdziemy, bo wszystkie te cechy, które nas do tego czynu skłoniły wzmocnią się w nas i niechybnie wcześniej czy później przyniosą cierpienie - czy to w formie potępienia przez prawa ludzkie, czy znalezienia się w warunkach bardzo nieprzyjaznych dla naszego rozwoju, czy wzmocnienia w nas tendencji, które się mogą skrystalizować w o wiele poważniejszej zbrodni i kosztować nas życie. Skutki konkretne mogą również - przy wykryciu kradzieży - być opłakane: więzienie, utrata posady i szacunku wśród ludzi, pewne piętno, które zostaje na całe lata i psuje wszystkie stosunki w społeczeństwie.

Ten sam czyn - kradzieży - może być także popełniony z zupełnie inną „zawartością” psychiczną, co nie zmienia go zazwyczaj wobec prawa ludzkiego, ale zmienia bardzo znaczenie w działaniu prawa Karmy. Może ktoś głodny ukraść, by zaspokoić głód lub by pomóc rodzinie, dzieciom niedożywionym itp., zdając sobie dobrze sprawę, iż nie jest to postępek szlachetny, ale nie widząc innego wyjścia. W tym wypadku zarówno myślowy jak emocjonalny stosunek, tj. pobudka będzie zupełnie różna i może stosunkowo niedużo wpłynąć na jego charakter w przyszłości. Ale fizyczny skutek - więzienia, itd. - będzie ten sam. Pozostanie również, jak i w pierwszym wypadku, konieczność zrównoważenia krzywdy materialnej wyrządzonej okradzionemu człowiekowi.

Co ze skutków tych trzech czynników składających się na świadomy czyn kradzieży, tj. „grzech” może być „odpuszczone”, czyli zmienione? Czy mogą być zmienione skutki moralne chytrości i egoizmu lub słabości? Czy może być „zawieszony” skutek fizyczny, tj. konieczność wyrównania krzywdy tylko za cenę paru modlitw odmówionych, mających służyć jako „zadośćuczynienie”? Czy można tak łatwo zrzucić z siebie odpowiedzialność za rezultat pewnego zespołu psychofizycznych czynników, któreśmy stworzyli? Zdaje się to być wierutnym nonsensem. Więc? Czy wszystko, co przywykliśmy brać poważnie, jest jeno od wieków wszczepianym przesądem? Niejeden „trzeźwo” myślący człowiek jest dziś skłonny tak myśleć. Jednak o tyle nie ma racji, że wchodzą tu jeszcze inne czynniki, o których nie mówiliśmy dotąd.

Czym jest tzw. „łaska” - stan, który (jak uczą nas) tracimy przez grzech, a odzyskujemy przez „żal” i sakrament? Jest ona czymś o wiele konkretniejszym, niż moglibyśmy przypuszczać. Jest to prąd niezmiernie wysokiej duchowej energii, która wprawdzie jest wciąż wokół nas i nieustannie działa, ale dla przyjęcia której musimy mieć „duszę otwartą”, a powiedzenie to wyraża tylko w obrazowej i syntetycznej formie pewien stan naszego psychicznego organizmu, gdy energie życia - nie tylko o odmianie energii żywotnych - ale o wiele wyższe, duchowe, mogą w nas krążyć swobodnie, bez zatorów, przeszkód i zatamowań. W tym stanie „otwartości duszy” możemy być z tymi energiami w nieustannym kontakcie. Mogą płynąć przez cały nasz psychiczny organizm swobodnie, przynosząc natchnienie, jasność, impuls ku dobremu itd. Otóż „grzech” - nie tylko zresztą wyrażony konkretnym czynem, ale i w myśli mściwej, zawistnej, pełnej pogardy czy namiętności ślepej i egoistycznej - stanowi mniejszą lub większą tamę, przeszkodę, jakby zamykał drogę dla tych energii „łaski”, jakby przerywał komunikację ze sferą ich pełnego działania, tj. sferą Ducha, jakby skrzywiał przewód, którym one płyną i rozchodzą się jak krew po całym naszym psychicznym organizmie. Nie dziw, że ludzie w „stanie grzechu” nie są zazwyczaj ani twórczy, ani radośni.

Otóż ten właśnie skutek - przerwania „komunikacji” z wyższym i najwyższym jest usunięty przez to, co nazywamy „żalem”, tj. przez świadome i pełne zrozumienie szkodliwości naszego czynu (jak i myśli i namiętności czy żądzy) oraz przez sakrament w katolicyzmie, a tylko własne zwrócenie się ku Wyższemu w innych chrześcijańskich Kościołach, jak i w wielu innych religiach. Ten skutek zatamowania łączności z Wyższym i z własną Duszą, nadwerężenia i nadwątlenia „komunikacji” - a czasem zupełnego jej przerwania - jest „od-puszczony”, czyli usunięty i łącznik na nowo nawiązany. Ale to, jakkolwiek piękne i ważne nie wpływa w niczym na skutki poprzednich czynników, chyba że napięcie miłości - energii odwrotnej - będzie tak silne, iż niektóre z owych ujemnych energii będzie w stanie zrównoważyć.

Nie mogę pominąć tu niezmiernie rozpowszechnionego a fatalnego w swych skutkach błędu, który psychicznie olbrzymią nam szkodę wyrządza, jakkolwiek dobra intencja tkwi u jego podnóża. Oto rozpamiętywanie popełnionego „grzechu”, zatrzymywanie na nim myśli, nieraz bardzo długo, niby to chcąc wywołać żal, w rezultacie daje tylko wzmocnienie destrukcyjnych czynników, napełnia umysł pojęciami o brzydkim i małym, czyli umacnia w nas tendencję do powtórzenia tego samego grzechu, a nie leczy nas z niego. Jest to oparte na psychologicznym prawie - myśl jest siłą twórczą, „tym się stajemy o czym myślimy”, mówi starożytne a niezmierne ścisłe przysłowie. Więc bez względu na świadomy cel, z jakim takie rozpamiętywanie podejmujemy, sam fakt napełniania umysłu obrazami ”winy”, „grzechu”, „boleści” itp. jest zdecydowanie szkodliwe; podobnie jak ciągłe myślenie o chorobie i zatrzymywanie wyobraźni na jakimkolwiek niedomogu fizycznego organizmu. Wyobraźnia może nas pchnąć w chorobę fizyczną; tym bardziej może nas zatruwać psychicznie, zakorzeniając niejako pewne cechy w naszym charakterze, zamiast je zniwelować, tj. zrównoważyć odwrotnymi, jak tego sobie życzymy. Może się to wydać dziwne, jednak na podstawie niezliczonych doświadczeń jest stwierdzonym faktem. Może po przestudiowaniu następnych rozdziałów tej książeczki stanie się to dla czytelnika jaśniejsze.

Jedynym twórczym, trzeźwym i rozumnym stosunkiem do tzw. naszych „grzechów”, win czy pomyłek, jest stwierdzenie, że takimi były, znalezienie szybko ich przyczyny i … odwrócenie całej uwagi kierując chęci czy pragnienia w coś odwrotnego. Tak samo, gdy potykamy się na drodze, wstajemy czym prędzej i staramy się zaraz iść dalej, a nie siadamy na miejscu upadku i nie rozmyślamy nad nim przez godzinę. W tej dziedzinie przesądy w tzw. „rachunkach sumienia” i konieczności „żalu” ad infinitum są zastraszająco częste i nieraz neutralizują dobre skutki sakramentalnego naprostowania.

Podobnie, gdy komuś drogiemu wyrządzimy przykrość czy krzywdę i sprawimy ból, trzeba prędko, choć częściowo wyrównać to przez szczerą prośbę o wybaczenie i … iść dalej nie oglądając się już więcej za siebie. Umiejętność niezatrzymywania myśli na rzeczach ujemnych a nawet tylko beztwórczych jest jednym z najważniejszych warunków szybkiego i … zdrowego rozwoju. Wszystko to stanie się jaśniejsze, gdy przestudiujemy budowę otaczającego acz niewidzialnego dla nas świata oraz skład naszego psychicznego organizmu.


Sfery wszechświata

Chcąc zrozumieć działanie Karmy, musimy zdobyć nieco wiadomości o trzech niższych sferach wszechświata, jak i o odpowiadających im trzech przewodnikach, czyli tzw. ciałach człowieka. Załączony tu wykres przedstawia te sfery oraz odpowiednie czynniki w psychicznej budowie człowieka. Nazwy ich wyrażają stany, w jakich świadomość działa w każdej z tych sfer.

W szkołach prawdziwej Jogi, w poważnych praktycznych studiach okultystycznych, każdy się uczy samodzielnie działać w tych poszczególnych dziedzinach i sprawdzać własnym doświadczeniem zdobywane nauki, potwierdzając teorię praktyką.

Najniższy przewodnik naszej świadomości to ciało fizyczne; służy jej do działania w fizycznym świecie; tutaj ograniczeniem świadomości będzie stopień rozwoju i pojemności mózgu oraz wrażliwość zmysłów i systemu nerwowego.

Tabela 3.png

Ale ciało fizyczne posiada swój „odpowiednik” lotny, dla bardzo niewielu ludzi widzialny w postaci delikatnej fiołkowo-szarawo-niebieskawej owalnej „chmury” otaczającej je, a zwanej czasem „aurą zdrowia”, „ciałem eterycznym” lub przewodnikiem tzw. Prany - żywotnej siły, energii słonecznej. Ma ono zasadnicze znaczenie dla życia, zdrowia i sprawności fizycznego organizmu. Gdy zostaje częściowo wydalone przez zemdlenie, środek usypiający (chloroform, itp.) lub hipnotyzm ciało fizyczne jest jakby sparaliżowane, bezwładne, niezdolne do ruchu ani działania. Jeśli jest nadwyrężone przez sposób życia i odżywiania niezgodny z prawami przyrody wiotczeje, gorzej spełnia swą funkcję - przyswajania subtelniejszych żywotnych energii - co oddziaływa na ciało fizyczne, zmniejsza jego odporność i sprowadza wszelkie niedomagania, chroniczną anemię, itp. Ważność ciała eterycznego, przewodzącego również magnetyczne prądy, jest dla sprawności ciała fizycznego zadnicza.

Następne tzw. „ciało psychiczne”, to przewodnik namiętności, pożądań, pragnień, uczuć i wzruszeń; odpowiada on olbrzymiej, a wielce różnorodnej sferze wszechświata, zwanej też psychiczną lub astralną, gdyż materia jej, w porównaniu do wszystkiego co znamy w świecie fizycznym jest świetlista „jak gwiazdy”, stąd „gwiezdny” czyli astralny.

A że działanie myśli-rozumowanie, kojarzenie pojęć, przewidywanie, planowanie itp. - jest niemal zawsze z namiętnościami i uczuciami złączone, przeto zwie się tę sferę, w Sanskrycie, mianem podwójnym, Kama - żądza, w niższych; a Kama-manas - Myślo-czucie, w jej wyższych dziedzinach czy „warstwach”.

Następna sfera myśli ma także dwa, jeszcze bardziej odrębne poddziały czy też regiony; niższy - myśli konkretnej, analitycznej, porównującej i wyobraźni, która tworzy wyraźne obrazy i kształty; oraz wyższy, myśli syntetycznej, uogólniającej, operującej wśród zasad, praw, pierwowzorów, czyli archetypów a nie budującej wyraźnych obrazów.

W pierwszym świadomość człowieka posługuje się przewodnikiem utkanym z subtelnej, lotnej, materii tej sfery, zwanym ciałem myślowym lub mentalnym; w drugim zaś o wiele subtelniejszym, które nosi miano - „przyczynowego”, gdyż ono gromadzi rezultaty naszych przeżyć i doświadczeń podczas jednego życia, a przetworzone na skłonności, talenty, wrodzone tendencje itd. przekazuje psychice człowieka w jego następnym wcieleniu na ziemi.

O sferze intuicji i wszechmiłości, ojczyźnie prawdziwej Ducha człowieka, o tym „pierwiastku Chrystusowym” jego Ducha ani o świetlistym jego przewodniku niewiele możemy tu powiedzieć, bowiem u znacznej większości ludzi pozostaje on jeszcze w uśpieniu, w zalążku, a studium nasze ogranicza się do trzech niższych sfer, w których działa każdy przeciętny człowiek. Do tej czwartej, wzniosłej sfery duchowej sięgają rzadkie wyjątki, a działają w niej w całej pełni świadomie tylko wysocy Jogowie i święci. Choć przebłyski nagłych olśnień, natchnień i najwyższych wzruszeń - „wieści” z tej sfery - zna niejeden wielki artysta, myśliciel, geniusz lub człowiek czystego serca, który umie gorąco, prosto, bezinteresownie miłować, a w chwilach niezwykłych wzniesień poznaje czym jest wszechmiłość, wszechwspółczucie i jedność Życia.

Tym mniej możemy powiedzieć o najwyższej sferze Ducha, sferze czystego Bytu poza tym, że jest źródłem i celem wszystkiego, co istnieje, jego przyczyną i wieczystym podłożem. Poznanie w sobie Ducha - odpowiadającego tej sferze wszechświata - to poznanie tożsamości z Bogiem, co jest jednoznaczne ze „zbawieniem”, gdy widzi się jasno, iż „wszystko z Ducha i dla Ducha jest, a nic dla ziemskiego celu nie istnieje”. Jest to dostateczne wzniesienie się w boskość.

Choć wszystkie te sfery składają się z „materii”, jest ona w każdej inna, im wyżej tym subtelniejsza, bardziej lotna i podatna do szybszych wibracji. Mamy analogię tego w przyrodzie - im wyżej w górach tym powietrze jest rzadsze i lżejsze. Każda z tych sfer, podobnie do znanej nam dobrze fizycznej, jest przepełniona milionami mieszkańców o różnym stopniu rozwoju; tak jak tutaj - od kamienia do człowieka, od dzikusa do geniusza, tak i tam - od wzniosłych i potężnych Aniołów duchowej i myślowej sfery do owych półświadomych istności elementarnych, fizycznego świata, skala różnic jest olbrzymia. W każdej sferze, w każdej cząsteczce duch i materia są najściślej ze sobą złączone - każdej cząsteczki ciałem jest materia a ożywiającym życiem - duch. A wszelkie niezależne agregaty cząsteczek, wszystkie oddzielne, najróżnorodniejsze kształty i formy wszelkiego typu i rodzaju mają jako swą duszę owe żywe istności, różniące się skalą swego rozwoju, odpowiednio do stopnia rozwoju formy i organizmu, który ożywiają. Nie istnieje we wszechświecie żaden kształt, który by nie miał swej „duszy;” może nią być najwyższa duchowa Istota - Anioł lub niższy elementarny stwór (trudno go nawet nazwać „istotą”), lub jakakolwiek istność znajdująca się pomiędzy tymi dwoma biegunami wielkiej Jakubowej drabiny Życia. Tutaj musimy się przede wszystkim zająć istotami sfery psychicznej, astralnej, bowiem one to są z człowiekiem związane, połączone z jego przewodnikiem odpowiadającym tej sferze, zwanym w Sanskrycie „Kama-rupa” (dosłownie - „kształt Kamy”, żądzy i uczucia,) nieraz też zwany: organizmem lub ciałem wrażeń i uczuć; one są weń wetkane, wplecione, one też zasilają i rozwijają jego psychiczne zmysły. Nazywa się je w Sanskrycie - „Rupa-dewata”, co by po polsku można przełożyć jako - „duszki kształtu” (w innych językach przyjęła się nazwa - „elementale formy”). Pracują one w świecie zwierząt; sprowadzają też zmiany przetwarzające wibracje na wrażenia.

Charakterystyczną ich cechą jest właśnie wrażeniowość, czyli zdolności nie tylko odpowiedzi na wibracje - bodźce - ale i odczuwania ich. Sfera astralna roi się od tych tworów - o różnej skali rozwoju świadomości - które odbierają przeróżne bodźce, kojarzą je i przetwarzają we wrażenia i odczucia. Toteż każda istota - zwierzę czy człowiek - posiadająca w sferze psychicznej przewodnik, w którego skład są owe istotności - Kama-dewata - wplecione, staje się przez to samo zdolna do odbierania i odczuwania wrażeń. Wszyscy doświadczamy wszelkich wrażeń poprzez ciało psychiczne.

Człowiek nie jest świadom życia cząstek i komórek swego fizycznego ciała. Posiadają one własną świadomość i nią powodowane kierują procesami wegetatywnymi organizmu ludzkiego; ale jego właściciel nie dzieli z nim tej świadomości i nie bierze udziału w ich pracy ani im świadomie pomaga, ani przeszkadza w procesach selekcji przyswajania i wydalania oraz odnawiania i budowania komórek i tkanek. Nie potrafi też w każdej chwili tak zjednoczyć swej świadomości z „duszą” komórki, serca np., aby zdać sobie sprawę, co w niej zachodzi. Świadomość człowieka - normalnie - skupia się głównie i działa w sferze psychicznej, bo nawet w wyższych jej regionach, gdzie myśl jest też ruchliwa i czynna, pozostaje ona zawsze ściśle z czuciem spleciona. Myśl zupełnie od wzruszeniowego pierwiastka wolna, „czysta”, w tej sferze nie przejawia się, a należy do następnej. Lecz najwyższe uczucia zdolne wyrazić się w najsubtelniejszej materii tej sfery „uderzają” niejako swą wibracją w ponad-myślowy świat, budząc zdolność wibracyjną w odpowiednim przewodniku człowieka; dlatego to nieraz ludzie prawdziwie świętobliwi, czyści i bezinteresowni są niezaprzeczalnie „uduchowieni”, choć rozwojem umysłowym mogą nie dorównywać wybitnym inteligencjom swych czasów.

Cały ten olbrzymi, astralny świat roi się od istności podobnych do tych, które wchodzą w skład psychicznego ciała człowieka, jak i o wiele prymitywniejszych i mniej zorganizowanych psychicznych ciał zwierząt. Toteż tą stroną swej natury - wzruszeniową, emocjonalną - człowiek wchodzi w bezpośredni kontakt z tymi istnościami w całej sferze i dzięki nim i poprzez nie niejako nawiązuje łączniki i stosunki z różnymi otaczającymi go przedmiotami. Jedne są mu miłe i pociągające, inne niemiłe i odpychające, czyli wywołują, upodobania lub wstręty. Swą wolą, namiętnościami, rodzajem uczuć i wzruszeń oddziaływają bardzo konkretnie na owe niezliczone rzesze tworów - Kamadewata - które oddźwiękają bardzo żywo na każde drgnienie emocji i uczuć, jakie człowiek nieustannie, acz mimowiednie, rzutuje na wsze strony w otaczający go świat. Jego własne psychiczne ciało odgrywa rolę aparatu, który zarówno przetwarza wibracje przychodzące z zewnątrz we wrażenia, jak i uczucia idące z wnętrza przemienia w wibracje rozchodzące się naokół.

Ciało astralne człowieka jest aparatem niemal równie misternym i złożonym jak i fizyczny organizm. Posiada również swe ośrodki „zmysłów”, zwane „czakramami” lub „kwiatami lotosu” w literaturze indyjskiej. To ostatnie miano dzięki podobieństwu szybko wibrujących, świetlistych dysków, zamkniętych kręgów lub kół, - tak się one przedstawiają oczom jasnowidza - do różnobarwnych, wielkich płatków kwiatu lotosu pozostają w łączności z ośrodkami nerwowymi ciała fizycznego. W człowieku pierwotnym lub na niskim stopniu rozwoju są słabo zarysowane i w mętnych barwach. Im wyższy rozwój tym się stają bardziej świetliste, szybciej wibrujące i coraz doskonalej spełniają swe wielorakie funkcje; a wszelkie tzw. „psychiczne zdolności” jak jasnowidzenie - polegające na rozszerzeniu skali wrażliwości na wibracje światła a w „jasnosłyszeniu” - dźwięku, przekraczanie ograniczeń przestrzeni przez porozumiewanie się na odległość, przenoszenie się z miejsca na miejsce poza fizycznym ciałem, itp. - zdolności dobrze znane wszystkim prawdziwym Jogom zależą właśnie od rozwoju ciała psychicznego i jego „czakramów”, o których istnieje ogromna literatura; przyśpieszenie ich rozwoju należy do ćwiczeń Jogi.

Tworzenie się myślo-kształtów

Nasza psychiczna natura - umysł w połączeniu ze wzruszeniowością - działa w swej własnej sferze, wśród lotnej i subtelnej materii wyższych regionów sfery astralnej i tworzy tam wciąż obrazy, kształty, wizerunki, które będziemy nazywali Myślo-kształtami. Wyobraźnię nazywa się - i słusznie - stwórczą zdolnością naszej duszy. A jest to o wiele ściślejsze i bardziej dosłowne, aniżeli większość ludzi używających tych słów może przypuszczać. Owa zdolność tworzenia obrazów jest charakterystycznie twórczą władzą umysłu, a słowo jest nieporadnym usiłowaniem opisania owych obrazów. Pojęcie idea, obraz myślowy to rzeczy złożone, a bynajmniej nie proste. Całego zdania potrzeba, aby mniej lub więcej dokładnie je opisać; toteż wybieramy jakąś najbardziej charakterystyczną ich cechę i nadajemy jej miano i owo imię ma wyobrażać - z konieczności bardzo niedoskonale - całość. Mówimy np. „trójkąt”, a słowo to wywołuje w umyśle słuchacza pewien obraz, na którego dokładny opis potrzeba wiele zdań. Myślimy symbolami, a następnie z trudem a bardzo niekompletnie i nieudolnie, usiłujemy w skrócie przedstawić nasz symbol słowami. W dziedzinach, gdzie można porozumiewać się bezpośrednio, wprost od jednego umysłu do drugiego, bez pomocy słów, wyrażanie tych symboli jest doskonałe, przewyższające wielokrotnie wszystko, co słowa są w stanie wyrazić. Nawet w bardzo ograniczonym przekazywaniu myśli na odległość, nie słowa są posyłane do „odbiorcy” a idee, symbole. Mówca wyraża w słowach taką cząstkę swych myślowych obrazów, na jaką go stać, a słowa jego wywołują w umyśle słuchacza obrazy, odpowiadające tym, które istnieją w mówiącym; umysł ma do czynienia z obrazami, nie ze słowami. Toteż można powiedzieć, iż znaczna większość nieporozumień i sprzeczności wiodących nieraz do poważnych sporów, polemik i tarć, a nawet tragedii pomiędzy ludźmi, pochodzi z tego, iż jedni z tymi samymi słowami łączą inne obrazy niż drudzy, albo też używają innych słów dla określenia tych samych obrazów i pojęć.

Myślo-kształt jest więc obrazem myślowym stworzonym przez umysł człowieka z subtelnej materii wyższych regionów wyższego świata, w których, jak już mówiliśmy, skupia się jego działalność. Ów myślo-kształt składający się z szybko wibrujących atomów materii danej sfery, powoduje podobne wibracje wokoło, a te stwarzają wrażenia dźwięku i barwy w każdej istności, która posiada zdolność przyjmowania ich w ten sposób. W miarę jak dany myślo-kształt unosi się dalej - lub opuszcza niżej, jeśli wolimy to wyrażenie dla zaznaczenia jego przejścia w niższe regiony tej sfery - wibracje jego rozchodzą się naokół jego barwo-dźwięki i przywołują, przyciągając do myślo-kształtu, którego są emanacjami istności należące do tej barwy. Bowiem wszystkie duchy, duszki, istoty i twory, jak i wogóle wszystko cokolwiek istnieje we wszechświecie, należy do jednego z siedmiu wielkich Promieni Światła, do prądu jednego z siedmiu od prapoczątków wszechświata istniejących „Synów Światłości”. Pierwotne, białe światło Ducha Świętego, inaczej mówiąc przejawionej Myśli Bożej, rodzi „siedem wielkich Duchów otaczających tron Boga” - jak się Je w świętych księgach nazywa, które wyrażają siedem zasadniczych barw, siedem podstawowych tonów itd.; a każda z barw i dźwięków dzieli się na siedem pod-promieni i pod-tonów i tak dalej, w wielkiej skali kolejnych podziałów i różniczkowań.

A więc pośród niezliczonych odmian wszelkich czynników naszego wszechświata wszystkie istniejące w nim istoty toteż i Kamadewata - należą do jednego z poddziałów barwy i dźwięku. Można się z nimi porozumiewać językiem barw, oddźwiękają na ten kolor i jego połączenia, do którego same należą. Znajomość tego języka barwo-dźwięków, jak i oczywiście rodzajów oraz pracy różnych istności świata astralnego jest jedną z tzw. „nauk okultystycznych”; jest niezmiernie ciekawa i ścisła i daje nam władzę nad przyrodą. Wszelkie tzw. „cuda” - jak chodzenie po wodzie, unoszenie się w powietrzu, swobodne chodzenie przez ogień, itp. zależą właśnie od współdziałania i wyraźnej pomocy istot tych żywiołów a nieskończona ilość psychicznych „cudów” od pomocy różnych mieszkańców tej sfery. Oto dlaczego prawdziwa wiedza dotycząca barw, dźwięków i liczb - jako podstawy obu - była zawsze najstaranniej strzeżona przez Wielkich, którzy ją posiadali, bowiem mając ją zdobywa się też umiejętność rozkazywania tym istnościom. Wola człowieka, wyrażona w zrozumiałym dla nich języku, staje się przemożnym rozkazem, czyli daje mu niemal nieograniczoną nad nimi władzę. Jest to równie niebezpieczne jak broń w ręku dziecka lub dynamit - bomba atomowa - dane do dyspozycji bez skrupułów moralnych.

Jeden z Mistrzów Mądrości mówi o języku barw, co następuje:

„Jakżebyście mogli zrozumiale przemawiać, a właściwie i rozkazywać tym półświadomym siłom przyrody, których środkiem porozumiewania się z nimi nie są słowa mówione lecz dźwiękowe i barwne, pozostające we wzajemnej współzależności wibracyjnej. Bowiem dźwięk, światło i barwa - to główne czynniki przy tworzeniu różnych stopni i rodzajów tych istot, gdy o ich samym istnieniu nie macie najmniejszego pojęcia, a wierzyć w ich bytowanie zabraniają wam wasze autorytety. Tak ateiści, tak chrześcijanie, materialiści jak spirytyści wysuwają swe argumenty zaprzeczające ich istnieniu, a nauka sprzeciwia się jeszcze gwałtowniej podobnie poniżającemu „przesądowi”.

Ludzie, którzy studiowali historię starożytną, może pamiętają, wprawdzie dość niejasne, ale niejednokrotnie powtarzające się wzmianki o języku barw, w którym były pisane niektóre święte księgi w dawnym Egipcie, a każdy błąd w użyciu barwy, przy ich przepisywaniu był jak najsurowiej karany. Nie tu jest miejsce, by wchodzić w szczegóły tej skądinąd niezmiernie ciekawej dziedziny. Stwierdzę więc tylko raz jeszcze fakt, iż do półświadomych istności tej sfery, jak i do Aniołów przemawia się kolorami, gdyż słowa barwne są dla nich równie zrozumiałe jak dla nas mówione.

Odcień barwo-dźwięku zależy od rodzaju pobudki, ożywiającej twórcę myślo-kształtu. Jeśli pobudka jest czysta, uczucie dobre, życzliwe, wywołana przez nie barwa przywoła i przyciągnie do danego myślo-kształtu istność o tym samym zasadniczym charakterze, która podejmie niejako i wzmocni cechy nadane kształtowi przez pobudkę jego twórcy i będzie działać wedle kierunku przezeń nadanego. Owa przywołana istność wchodzi niejako w stworzony kształt i staje się jego „duszą”, czyli powstaje nowa, niezależna istota w psychicznym świecie, obdarzona pewnym impulsem ku działaniu oraz dynamiką zależną od woli twórcy. A jeśli pobudka - początkowy impuls twórczy - będzie destrukcyjna, mściwa, zła, nienawistna, barwa przezeń wytworzona przywoła też podobną istność, która również podejmie cechy charakterystyczne i kierunek nakreślony przez twórcę i podobnie jak w pierwszym wypadku powstanie niezależna istota,o ywiona szkodliwą energią - dysząca np. gniewem, usiłująca wywrzeć zemstę i przynieść szkodę gdziekolwiek się zwróci; a jeśli „adres” jest wyraźnie pomyślany, skieruje się do poszczególnej osoby i bez wątpienia wyrządzi jej szkodę i przyczyni cierpienia. Wybuch gniewu np. wywoła jakby piorun szkarłatny, który jest jak potężny zew rzucony wśród rzesze istności astralnych, które natychmiast oddźwiękają i cisną się doń gwałtownie, a jedna z nich wchodzi w ten kształt, nadając mu choć nietrwałe lecz samodzielne - od twórcy już niezależne - istnienie o energii złośliwej, burzącej, niosącej szkodę i ból.

Ludzie całkiem nieświadomie, wciąż mówią tym językiem barw, wołając ku sobie setki różnorodnych istot, które rzucają się do przygotowanych kształtów, biorą je niejako w posiadanie i zamieszkują na dłuższy lub krótszy czas. Jeden z Mistrzów Mądrości tak to wyraził: „Każda myśl, która powstaje w umyśle człowieka, jest przezeń mimowiednie rzutowana w otaczający go niewidzialny świat, gdzie staje się jakby żywą i czynną istnością, jednocząc się, a raczej przyciągając ku sobie jedną z elementarnych, czyli podświadomych sił tego królestwa i z nią się łącząc. Trwa tam jako czynna istność - twór poczęty przez umysł człowieka - przez dłuższy lub krótszy czas zależnie od swej początkowej dynamiki - siły i intensywności myśli, która ją stworzyła. Myśl dobra istnieje jako żywa, dobroczynna istota, myśl zła jako złośliwy, szkodzący demon. Można więc rzec, iż każdy człowiek na swym szlaku i przestrzeni otacza się wciąż własnym światłem, składającym się z żywych tworów, zrodzonych przez jego marzenia, chęci, porywy i namiętności. A każda wrażliwa, nerwowa istota, wchodząc w kontakt z tym prądem podlega jego działaniu. Siła i zasięg wpływu tego prądu zależą od intensywności i dynamiki tego indywidualnego świata każdego człowieka”.

Jasnowidze dostrzegają z łatwością smugi wciąż zmieniających się kolorów w atmosferze lub mówiąc ściślej - aurze - człowieka. Każde drgnienie uczucia, każdy ruch myśli dostrzegają jako zmiany barw; a jeśli rozszerzyli dostatecznie skalę postrzegania szybszych wibracji w psychicznym świecie, mogą też obserwować tworzenie się myślo-kształtów jak i skutki, jakie wywołują wśród rzesz istności tej sfery oraz smugi, pręgi, chmury, wybuchy i pioruny różnych barw.


Działanie myślokształtów

Owe „zamieszkałe” przez Kama-dewata myślo-kształty trwają dłużej lub krócej zależnie przede wszystkim od intensywności początkowego impulsu nadanego im przez człowieka - od sumy energii, która je naładuje - a następnie od zasilania jej poprzez powtarzanie tej samej myśli przez twórcę lub innych ludzi wokoło. Życie może ich być wzmacniane nieustannie i utrwalane na długi czas przez powtarzającą się tego samego rodzaju myśl, np. gdy w medytacji cała uwaga skupia się na wgłębianiu się i rozmyślaniu nad jedną ideą, myślo-kształt przez nią stworzony w świecie psychicznym nabiera bardzo dużej trwałości i może istnieć szereg lat. Myślo-kształty o podobnym charakterze przyciągają się i wzajemnie wzmacniają, przez co intensywność energii ożywiającej je niezmiernie wzrasta i aktywność ich się wzmaga.

Myślo-kształty pozostają w łączności ze swym twórcą przez powinowactwo i - nie mając lepszego słowa na określenie tego związku, powiemy - magnetyczny związek i ze swej strony oddziaływają na swego rodzica, wywołując w nim skłonność do powtarzania tej samej myśli. A w wypadku, o którym wyżej wspomnieliśmy - stałego utrwalania myślo-kształtu przez skupianie uwagi na tej samej idei, stwarza się w człowieku przyzwyczajenie, niemal nałóg myślowy, tworzą się jakby „koleiny” czy też „wyżłobiny” lub obrazowiej powiedziawszy - buduje się coś w rodzaju „odlewniczej formy”, w którą myśl niemal automatycznie wpływa i przybiera jej kształt. Zjawisko to może być pomocne i dobre, jeśli temat jest szlachetny i wzniosły, np. piękne pojęcie, ideał, ale w większości wypadków jest zgoła szkodliwe, gdyż tworzą się skrzepnięcia, zatory, „martwe pola” w psychice, hamujące swobodny rozwój myśli, rozszerzanie jej horyzontów, bezstronne badanie i wyrabianie sobie nowych sądów. Człowiek staje się niewolnikiem stworzonych przez siebie nałogów, czyli martwej przeszłości. Jest to tak powszechne, iż każdy czytelnik, który zechce sobie zadać nieco trudu, może się przekonać o prawdziwości tego twierdzenia przez własną obserwację.

Warto rozpatrzyć takie tworzenie się nałogów myślowych nieco dokładniej, gdyż pokaże nam ono wyraźnie, chociaż w małej skali jak działa Karma. Wyobraźmy sobie umysł dość wyrobiony, a nie mający za sobą żadnej działalności w przeszłości - jest to oczywiście praktyczną niemożliwością - ale przyjmijmy to jako założenie teoretyczne dla ułatwienia sobie rozjaśnienia paru ważnych punktów całego zagadnienia, o które nam chodzi. Wyobraźmy więc, iż taki umysł, działający zupełnie swobodnie i niezależnie, stwarza pewien myślo-kształt, po czym tę samą myśl wielokrotnie powtarza, aż powstaje w nim przyzwyczajenie tak, iż energie myślowe nieznacznie i niemal nieświadomie wpływają w te same koleiny bez udziału woli lub wyboru ze strony myślącego. Wyobraźmy sobie dalej, iż tenże dochodzi po pewnym czasie do przekonania, że była to myśl niesłuszna, fałszywa a nałóg wręcz szkodzący jemu samemu lub innym, tamujący jego dalszy rozwój. Co ma przedsięwziąć, by się od tego automatyzmu uwolnić?

Powtórzmy: początkowo, dzięki swobodnemu i bezpośredniemu działaniu umysłu, znajdującemu w pewnych koleinach duże ułatwienie dla wyrażania swych energii mogło to być znaczną pomocą, czynnikiem dodatnim w jego rozwoju. Jednak z chwilą, gdy stało się przyzwyczajeniem, zmieniło się w ograniczenie, skrzepnięcie, czyli - przeszkodę. Chcąc ją usunąć musi człowiek na nowo własnowolnie podjąć wysiłek myśli w kierunku odwrotnym, tj. ku wyczerpaniu, zneutralizowaniu a w końcu całkowitemu zniweczeniu owej przeszkody.

Oto drobny karmiczny cykl w skrócie: swobodny umysł wyrabia nałóg myślowy, w którego zamykających go ramach jest zmuszony działać. Lecz zachowuje swobodę w obrębie tych ram i może wpływać od wewnątrz niejako ku zniweczeniu niewoli, nie tylko nie zasilając już więcej dawnego nałogu, ale go świadomie i dobrowolnie neutralizując i niwecząc przez odwrotne, wyraźne myślenie.

Oczywiście nie przychodzimy na ten świat nigdy myślowo wolni, gdyż przynosimy ze sobą z przeszłości obfity bagaż pojęć i przesądów, liczne przez nas samych stworzone ograniczenia i więzy; ale proces tworzenia każdego z poszczególnych więzów rozwija się wedle wyżej przytoczonego kręgu - umysł sam je tworzy, zamyka się w nie, musi znosić, ale może i obserwować i zdawać sobie z nich sprawę, a gdy uzna za szkodliwe lub niepożądane, ma możność zniwelować je i uwolnić się od nich przez własny świadomy wysiłek.

Myślo-kształty mogą być również kierowane przez ich twórcę ku poszczególnym osobom, którym przeszkadzają i szkodzą lub pomagają i czynią dobrze zależnie od intencji nadawcy, a co zatem idzie od rodzaju „zamieszkującej” je i ożywiającej istności. Przekonanie, iż dobre życzenia, modlitwy i miłość mają duże znaczenie dla tych, do których się zwracają, nie jest ani przesądem, ani czczą imaginacją, a odpowiada prawdzie w najściślejszym tego słowa znaczeniu. Tworzą one bowiem jakby ochronny krąg wokół kochanej osoby, oddalają wiele złych wpływów a nawet niebezpieczeństw.

Człowiek nie tylko jest sam wytwórnią myślo-kształtów, nie tylko je wciąż rzutuje na otaczającą atmosferę, ale jest i rodzajem magnesu przyciągającego z niej myśli innych o podobnym charakterze i zabarwieniu. Może więc zasoby własnej energii znacznie zasilać przez energie z zewnątrz, a od niego samego zależy czy przyciągnie i wplecie w swoją myśl czynniki dobre czy złe, pomagające mu czy przeszkadzające w dalszej drodze ewolucyjnej. Jeśli jego własne myśli będą szlachetne, dobre i twórcze, przywołają na pewno rzesze dobroczynnych i pomocnych istności i nieraz będzie się dziwił skąd mu przychodzi taka moc w dokonywaniu wielu prac i czynów dobrych; moc, która zdaje mu się - i słusznie - tak bardzo przewyższa możliwości jego własnej energii. Podobnie człowiek o myślach niskich i podłych przyciągnie tłumy złośliwych istności i nieraz ta ponad miarę zasilona w nim nienawistna energia popchnie go do zbrodni dla niego samego prawie niespodziewanej, aż spojrzawszy wstecz gotów wykrzyknąć: „Chyba jakiś diabeł mnie do tego skusił!” I będzie miał najzupełniejszą rację. Owe złośliwe siły - przywołane przez jego własne myśli - „przepełniły czarę” i pchnęły go do konkretyzacji myśli w czyn; tak jak nasycony roztwór za najmniejszą drobiną dodaną musi się ściąć, skrystalizować. Ale to jego własna wola ku złemu wyrażona w nienawistnej myśli, przyciągając podobne siły z zewnątrz doprowadziła go i do widzialnej katastrofy.

Istności - Kama-dewata - ożywiające nieco inne lecz podobne w rodzaju myślo-kształty zarówno dobroczynne jak szkodzące nawiązują kontakt z tymi, które są stale wplecione w budowę astralnego ciała człowieka, jak i z tymi, które stanowią „duszę” stwarzanych przez niego myślo-kształtów. Czyli można powiedzieć, iż przyciągnięte działają niejako i w nim, choć nadchodzą z zewnątrz. Ale wpływ ku dobremu lub złemu mogą wywrzeć na człowieka tylko wówczas, jeśli znajdą w nim powinowate wibracje - podobne im samym w barwie i charakterze - z którymi mogą się połączyć. Jeśli tej podstawy podobieństwa brak pozostają całkowicie bezsilne i nie mogą mieć żadnego na człowieka wpływu. Poza tym istności o odwrotnych wibracjach w myślo-kształtach o zupełnie odmiennym charakterze odpychają się wzajemnie, a czasem całkowicie neutralizują. A więc wszystkie okrutne i mściwe odskoczą niejako od człowieka o myślach i uczuciach szlachetnych, odepchnięte samą jego atmosferą, która mając zgoła inną szybkość wibracji a więc i barwę, staje się jakby naturalnym ochronnym murem, odpychającym samo przez się wszystko nędzne i plugawe.

Innym działaniem myślo-kształtów przynoszącym ważne a różnorodne skutki i mającym duże znaczenie w tworzeniu się naszej Karmy jest wpływ, jaki wywierają na innych ludzi. Przypomnijmy znów przytoczone uprzednio słowa: „każdy człowiek na swym szlaku w przestrzeni otacza się własnym światem… a każda wrażliwa, nerwowa istota wchodząca w kontakt z tym prądem podlega jego działaniu; a siła i zasięg tego wpływu zależą od intensywności i dynamiki tego świata. ” Wprawdzie ów prąd musi do pewnego stopnia oddziaływać niemal na każdego, kto się z nim zetknie. Ale oczywiście im większa jest wrażliwość danej jednostki, tym silniejszy wpływ. Istności tej sfery mając wyraźną tendencję do wzajemnego przyciągania się wedle powinowactwa wibracji, gromadzą się w grupy - rodzaj zespołów - posiadające jakby wspólny instynkt „stadny,” tworzą coś na kształt jednostki kolektywnej. Gdy człowiek rzuca w otaczającą przestrzeń pewien myślo-kształt, ten nie tylko pozostaje w magnetycznym kontakcie z nim samym, ale przyciągany przez zespół podobnych zasila go i powiększa, przyczyniając się tym sposobem do wzrostu dobrej lub złej kolektywnej siły.

Wpływ takich dużych kolektywnych myślo-kształtów daje się zauważyć w specjalnym zabarwieniu myśli w jednej rodzinie np. lub we wspólnych opiniach, przesądach, sympatiach lub antypatiach prowincjonalnych i jeszcze szerzej: w podobnym sposobie odczuwania, reagowania i stosunku do różnych zagadnień w jednym narodzie czy w jednej religii. Stanowią one bowiem jakby szerokie warstwy atmosfery otaczające daną rodzinę, prowincję, religię i naród, przez którą widzi się istotnie wszystko jak przez szkła o specyficznej barwie. Oddziaływają one wyraźnie i nieraz bardzo silnie na przewodniki psychiczne jednostek danej grupy, wywołując w niej żywe oddźwięki i łatwe wibracyjne odpowiedzi. Tak się tworzą „ogólne opinie” przyjmowane bezkrytycznie przez szereg ludzi, sprawdzane niezmiernie rzadko; zakorzenione przesądy, których zmienić nie ma sposobu, bo stanowią już jakby drugą naturę, niechęci narodowe, pogarda dla innych religii itd. Innymi słowy można powiedzieć, iż taka rodzinna, prowincjonalna, religijna czy narodowa myślowa atmosfera ma ogromny wpływ na poszczególne jednostki i może w dużej mierze zmieniać linię ich indywidualnego reagowania oraz działania, ograniczając przy tym ich zdolności do wyrażania swoich wrodzonych talentów, właściwości i cech. Przypuśćmy np., iż jakąś nową wielką ideę przedstawi się człowiekowi, spojrzy on na nią z konieczności poprzez ów kolektywny myślo-kształt, ową atmosferę, która go zewsząd otacza i zabarwia, a zapewne i skrzywia widzenie. Na jego indywidualnej drodze rozwoju może to być znaczną przeszkodą i ograniczeniem karmicznym.

A wpływ takich kolektywnych istności astralnych nie ogranicza się bynajmniej do poszczególnych ludzi. Jeśli są one tworem myśli gwałtownych, mściwych, nienawistnych i okrutnych, ożywiająca je destrukcyjna energia jest tak dynamiczna, iż może często oddziaływać jako niszcząca siła i na sferę fizyczną, stanowiąc potężny wir, wicher lub jakby cyklon psychiczny. Takie olbrzymie wiry stają się niejednokrotnie przyczyną katastrof, tak w przyrodzie - wyrażając się w huraganach, trzęsieniach ziemi, powodziach, itp. - jak i w świecie ludzkim w nagłych nieszczęśliwych wypadkach, w starciach, buntach, strajkach, gwałtach, zamieszkach, gromadnych okrucieństwach, psychozach tłumów a wreszcie rewolucjach. Gromadne opętanie okrucieństwem Niemców, wciągające we wspólny prąd jednostki skądinąd kulturalne, jak i stadowe nastawienia i potworności stosowane jako rzeczy normalne przez różne ugrupowania i zespoły ludzi dają się snadnie wytłumaczyć jako ponad normalnie wzmacniane przez owe kolektywne istności świata psychicznego, które tworzą gęstą, nieprzenikliwą dla innych wibracji „otoczkę” atmosfery. Podobnie działają przesądy klasowe, religijne, rasowe, narodowe i polityczne. Nieraz ludzie na ogół indywidualnie szerocy i o niezależnych sądach podlegają nieświadomie całkowitemu ich wypaczeniu i stronności opinii i reagowań, gdy dotyka się spraw, które w owej kolektywnej atmosferze mają swe wyraźne mniej lub bardziej silne zabarwienie i siłę narzucającego się nacisku. Sami o tym nie wiedząc, stają się jej niewolnikami. A wyszarpnąć się i uwolnić od tego wpływu nie jest bynajmniej łatwo. Wszelkie „ghetta”, choćby o jak najlepszych założeniach są dla rozwoju jednostki fatalne, bo pozbywają własnego sądu, gdyż niewolą umysłu wypaczają jego działanie. A porównywanie, wmyślanie się i wżywanie w odrębne od naszych pojęcia, przekonania, uczucia i reagowania ludzi należących do innych ugrupowań politycznych, klasowych czy narodowych jest niejednokrotnie zbawienne - rozszerza, oswobadza od rutyny i przesądu, ułatwia wyraźnie samodzielność myślenia.

Teraz może łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego myśli o swoich wadach, winach, „grzechach”, słabościach i „niegodnościach” tak bardzo częste wśród pewnych sfer naszego społeczeństwa są szkodliwe i destrukcyjne. Obrazy jakiegoś czynu, za który niby to chcemy „żałować”, unoszą się wokół nas, wiszą w naszej atmosferze, narzucają się ilekroć nie jesteśmy czymś innym wyraźnie zajęci i zamiast naszą uwagę od powtórzenia podobnego czynu odwracać, mimowiednie ją do niego przywiązują, przykuwają, a co za tym idzie ułatwiają, a nawet automatycznie przybliżają powtórzenie się tego samego. Rozpamiętywanie jakichkolwiek bolesnych, pełnych choćby najszlachetniejszego cierpienia zdarzeń, choć intencję może mieć najlepszą, chęć wzbudzenia w sobie współczucia np. w istocie daje impuls do gromadzenia się wokół nas, w naszej psychicznej atmosferze obrazów przygnębiających zarówno nas samych jak każdego wrażliwego człowieka, który wchodzi z nami w kontakt.

Polacy jak i Hindusi są nadzwyczajnie wrażliwi w tej dziedzinie, podlegają łatwo tzw. „nastrojom” pozornie bezprzyczynowym, a dającym się łatwo zrozumieć i wytłumaczyć, znając tę naukę o tworzeniu się fal myślowych o udzielaniu się ich wibracji innym, równie łatwo jak udziela się nam ciepło przy rozpalonym piecu, czyli „zaraźliwych”. Toteż zwłaszcza nam Polakom nauka o sile i oddziaływaniu myśli, tak na nas samych jak na otoczenie jest niezmiernie użyteczna, a w zastosowaniu praktycznym może być dla wielu zbawienna.

Wszelkie wspominanie rzeczy ciężkich, okrutnych czy bolesnych - bez względu na pobudkę - jest niepożądane i szkodliwe. Czy to będą nasze własne „grzechy" czy pamięć doznanych krzywd i przykrości, czy tak powszechne „wyrzuty sumienia” w stosunku do kogoś drogiego, kto odszedł.

Jeszcze na jeden niezmiernie ważny punkt należy zwrócić uwagę - a grzeszymy w tej dziedzinie wszyscy dzięki zupełnej niewiedzy - oto przypisywanie innym złych motywów, podejrzewanie, obmawianie, zatrzymywanie ciągłe lub częste uwagi o wadach, złych skłonnościach, przywarach, uchybieniach, otacza tych ludzi obrazami tychże wad, wibracjami odpowiadającymi tymże cechom i staje się nie tylko wzmacnianiem w nich tego, o czym myślimy, o co ich posądzamy, ale może być czynnikiem wyraźnie popychającym ich do tego, o co są posądzani; a czasem - jeśli myśl jest silna - może niejako „zmusić” drugiego człowieka do popełnienia czynu, którego sam bez niczyjego wpływu może by nie popełnił.

Jest to dziedzina niezmiernie ważna, wszystko to jest aktualne w codziennym naszym życiu, przyczynia bowiem więcej szkody i nieszczęścia, niż byśmy mogli sobie wyobrazić. Odpowiedzialność nasza jest w tym stokroć większa, niż mogłoby się zdawać, a co za tym idzie i skutki karmiczne poważniejsze niż przynoszą inne, zdawałoby się o wiele cięższe czynne „wykroczenia”. Myśląc, że nasz sąsiad jest złodziejem, pomagamy mu do zostania nim albo zasilamy w nim tę skłonność. Myśląc o kimś ze swojej rodziny np., iż jest nieuczynny, obojętny, złośliwy, posyłamy mu zasilające te cechy wibracje i wzmacniamy to, czego byśmy pragnęli w nim nie widzieć.

Zwłaszcza Polacy są skłonni w swym zacietrzewieniu w dyskusji czy sporach politycznych np. do widzenia w tych, którzy mają inne od nich zdanie wszystkich możliwych wad, podłości i wykroczeń aż do najpoważniejszych i najbrzydszych. Równie ogólną skłonnością jest obmowa. Wszędzie, gdzie się ludzie gromadzą pierwszym nieraz tematem są tzw. „krytyczne” uwagi na temat innych. Zaczynają się od „niewinnego” krytykowania stroju czy zachowania się, dochodzą do szkalowania, zarzutów natury moralnej, poddawania w wątpliwość uczciwości, itp. Otóż takie tworzenie negatywnych myślowych prądów i myślokształtów jest nie tylko zdecydowanie szkodliwe dla „odbiorców”, ale i dla tych, którzy wyżywają swe namiętności w krytyce. Skutki tego są smutne, zarówno dla ich własnego charakteru, jak i w znacznym cierpieniu po „tamtej stronie” i w życiu przyszłym. Znamienne jest, iż jednym z najpoważniej zalecanych prawideł w Jodze jest zupełne powstrzymanie się od przypisywania innym ludziom złych pobudek, od myślenia i mówienia o ich wadach i uchybieniach, a obmowy są uważane za duży grzech.

Należy jeszcze wspomnieć o szkodliwym wpływie na dzieci atmosfery myślowej, jaką je otaczamy. A częste ich strofowanie i mówienie o ich złych skłonnościach czy nieustanne wypominanie „niegrzeczności”, itp. tylko je w tym utwierdza, a nigdy nie może dać dobrego rezultatu. Natomiast otaczanie ich atmosferą harmonii, miłości, ufności, wesołego wyrozumienia, wiary w ich wrodzoną dobrą naturę może cudów dokonać. W ogóle nieskończenie wiele dobrego możemy zrobić myślą wszędzie wokoło w całej atmosferze; możemy ją po prostu zmieniać, jeśli tego naprawdę zechcemy, jak i pomagać jednostkom nieść pociechę, otuchę, ulgę, dodawać energii, wiary w siebie - tak bardzo ludziom potrzebnej - możemy koić cierpienie a odpędzać, np. od bliskich i drogich nam ludzi złe wpływy, smutki i przygnębienia. Możemy podnosić na duchu, wzmacniać odwagę, a nawet szerzyć wokół radość życia, wiarę w człowieka, w „lepszą przyszłość” i w zwycięstwo dobra i sprawiedliwości, itd. Dziedzina dobrego działania myślą (jak i złego) jest niemal nieograniczona. Umiejętność pomagania myślą nabywa się, gdy jest w nas szczera i silna po temu chęć, dość życzliwości dla ludzi, jak i rozumienia elementarnych podstaw owych praw rządzących myślą i jej działaniem. Właśnie myśl ma największy wpływ na naszą przyszłość, na charakter, życie, warunki, cierpienia lub radości, czyli na nasz - tzw. los.

Gdybyśmy jeno mogli zdać sobie sprawę, jak dosłownie codziennie tkamy sieć tego swego losu stosunkiem do tego, co nas otacza, do ludzi wokoło, do zdarzeń i wypadków. Urabiamy sobie przyszłe więzienie, przygotowujemy sobie jeszcze cięższe warunki, jeśli nie potrafimy przyjmować tego, co nas spotyka z pogodą a przynajmniej ze spokojem. Zazwyczaj jest w nas nieustanny protest, nierzadko głuchy bunt, a nawet zacięcie się wobec „niesprawiedliwości” życia, czy losu…

Rozejrzawszy się wokoło możemy stwierdzić, że życia ludzkie składają się przeważnie z drobnych, choć dokuczliwych trosk, kłopotów, trudności, małych smutków, małych ograniczeń i przeszkód. Stosunkowo rzadko poza wyjątkowymi epokami w historii przychodzą wielkie klęski, srogie cierpienia, rozpacze i męki. I to jest ciekawy fakt, że te wydobywają nawet z przeciętnych skądinąd ludzi właśnie nieprzeciętną siłę, odpór, wytrzymałość, cierpliwość, jakby wzniosły ich ponad siebie, jakby zmuszały do niecodziennej reakcji. Mieliśmy mnóstwo takich przykładów podczas ostatniej wojny, mamy i dziś tam, gdzie warunki są niezwykle trudne. O ile mogłam zauważyć znaczne ciosy budzą w ludziach jakby instynktowne poczucie, że się poza nimi tai coś wielkiego, czego nie można spotykać protestem, jakby intuicyjne odczucie boskiego wiewu, jakiejś Obecności (wszak Karma jest podstawowym Prawem bożego wszechświata, a rządzą nią wielkie Anioły, więc instynkt ten jest uzasadniony).

Tu nie na stosunek do tych wyjątkowych ciosów czy klęsk chcę zwrócić uwagę a na te drobnostki codziennego życia, które je czynią ciężkim, nieraz nieznośnym a zawsze beztwórczym. Na rycinie Nr I autor podaje znamienne oświetlenie oparte na doświadczeniu i bezpośrednim widzeniu, co jakie stwarza na przyszłość skutki. I oto zaznacza, że „troski, smutki, trudności z ludźmi” są bezpośrednim wynikiem „ostrych sądów, pretensji, krytyk”. Warto się nad tym poważnie zastanowić. Któż z nas ostro nie sądzi otaczających czy też widocznych na jakiejkolwiek arenie publicznego życia ludzi? Któż z nas nie ma wciąż pretensji, że otrzymujemy mniej (od życia i ludzi) aniżeli się nam „należy”, obrażając się i zacinając na najlżejsze uchybienia innych w stosunku do nas? Kto nie krytykuje ciągle niemal wszystkiego?

Zdaje mi się, że wśród nas Polaków ogólny stosunek krytyczny jest uważany za przejaw inteligencji a jego brak za naiwność, nieraz prawie głupotę. Wiem z własnego doświadczenia jak ta narodowa wada się przejawia, jak trudno ją uchwycić na „gorącym uczynku" i ... powstrzymać się na czas. Ale i własnym doświadczeniem doszłam do stwierdzenia, jak wielką to jest przeszkodą. A przy starannej analizie widzimy, iż u podłoża owego krytycznego nastawienia tai się nieraz chęć, aby ludzie byli takimi, jakimi my byśmy chcieli, a nieraz i nieświadoma chęć wywyższenia siebie na tle krytykowanych. Oddziela nas to od innych, krzywdzi ich, więc staje się poważną przeszkodą na drodze Jogi. Dzinaradżadasa, który podał wyżej wspomniany diagram, mówił, iż większość codziennych trosk, trudności, kłopotów i przeszkód jest stwarzana właśnie przez taką krytykę wszystkich. A ciekawy pisarz chiński (5) idzie tak daleko, iż twierdzi że zawsze protest i niezadowolenie, choćby nawet z pogody jest dysharmonijne i stwarza pełne dysonansu dla nas skutki. Nie wiemy czy tak jest istotnie, ale warto nad tym pomyśleć. Jeśli największą mądrością życia otwierającą nam drogę do duchowości i bezpośredniego kontaktu z Prawdą jest przyjmowanie w naszym życiu wszystkiego, co jest bez sprzeciwu ani odpychania, starając się je zrozumieć, wniknąć w głąb, wyczuć jego utajone znaczenie i jakby płynąć z prądem życia, uzgadniając swój rytm z jego wielkim, acz rzadko dla nas zrozumiałym rytmem. W takim razie protest czy takie niezadowolenie nawet z przejawów życia przyrody - z rodzaju pogody - może istotnie być dysharmonią i naruszać nasz do przyrody prosty i otwarty stosunek. Być może cytuję te słowa, aby zwrócić uwagę czytelnika, że każda dysharmonijna wibracja przez nas w świat rzutowana musi w formie równie dysharmonijnej do nas powrócić. Więc musimy pamiętać, że dziś, teraz, tworzymy nasz mniej lub bardziej bezpośredni „los” razem z jego nieznośnymi i ciężkimi czynnikami. A wszelka ostra krytyka, osąd, niezadowolenie, sprzeciw itp. są zawsze dysharmonijne, gdy je dodajemy do już istniejących trudności, powiększamy je na przyszłość, a nieraz mnożymy do dziesiątej potęgi.

Najładniejszym do swego „losu” stosunkiem, jaki mi się zdarzyło spotkać, był stosunek jednej mojej młodej przyjaciółki. Mówiła mi - cytuję własnymi słowami, bo było to dawno - że ilekroć coś ciężkiego ją spotyka czy też odwrotnie niespodzianie radosnego, wydaje się jej, że jakaś niewidzialna ręka wyciąga się ku niej z zagadkowym nieraz niezrozumiałym darem; ale zawsze czuje w nim ukrytą miłość czy niesie on ból i mękę, czy lot i natchnienie, jakie prawdziwa radość najczęściej daje. Ręka ta zdaje się błogosławić i jakby zachęcać do rozwikłania zagadki, co dar jej oznacza, jak należy go przyjąć, jaką dać „odpowiedź”. I właśnie ta pewna tajemniczość, ten dziwny ukryty wewnętrzny sens każdego zdarzenia nadają mu jakiś czar, bez względu na to czy nas raduje, czy choćby płomiennie boli. Opowiadała mi o swej niemal bezwzajemnej miłości, bo odwzajemnianej nieproporcjonalnie słabo w stosunku do jej uczucia. Pamiętam jej słowa: „zdaje mi się, iż mam duszę w ogniu, wprost czuję, jak się tam coś stapia, spłomienia, jakby się przygotowywał nowy stop nowego „metalu”. Nie dbam o ten ból, jeśli jest wielki, jest zawsze błogosławiony. Chodzi mi tylko i jedynie o prawdę uczucia, o czystość tj. brak wszelkich domieszek analizy, rozumowań, zastanawiania się czy bronienia przed cierpieniem. Chodzi mi o prostotę żywiołu, jakim jest np. woda czy ogień. Powódź i pożar niszczą, a przecież zawsze są potężne i ... czyste”.

Oto stosunek piękny. Oczywiście nie tylko w przeżyciu o rzadkim nasileniu tak czuła i tak spotykała ona los, ale i we wszystkich mniejszych, niemal nieznacznych zdarzeniach swego bogatego i trudnego życia. Dodawała, że odczuwanie tej „niewidzialnej ręki” jakby przełamywało krąg jej samotności, jakby to była nieustająca obecność przyjacielskiej mocy, prawie „osoby”. Dużo się od tej dziewczyny nauczyłam, choć byłam od niej starsza i jak mi się w zarozumiałości mej wydawało - mądrzejsza.

Takie odgadywanie wewnętrznego znaczenia dziejących się zdarzeń można zastosować do bardzo złożonych i nieraz rozpaczliwie splątanych stosunków rodzinnych. Można być zupełnie pewnym, że z członkami najbliższej naszej rodziny łączy nas dawna Karma i to zarówno dobra jak zła. Ileż to ciasno zaciśniętych zdawałoby się niemożliwych do rozwikłania więzów ukrywają rodzinne stosunki! Wszelkie odcienie miłości, ale ... jakże często i nienawiści, tyranii, ucisku, buntu, zaciętości, lęku, itp. kryją stosunki rodziców do dzieci i odwrotnie, a tym bardziej dwojga towarzyszy w małżeństwie. Można na jedno zwrócić uwagę, oto stosunki takie są zawsze zagadką do rozwiązania. Im prędzej potrafimy wyczuć, co nas łączy z danym człowiekiem - bo wszelkie odmiany nienawiści, pamięć krzywdy np. żal, gorycz, opór czy bunt czy też odwrotnie: bierne poddawanie się wbrew sobie itd. itd. - wiąże równie silnie, jak wszystkie odcienie miłości. Jeśli „mamy dość” kogoś z członków z naszej rodziny, oznacza to właśnie, że zaciskamy węzeł zamiast go rozluźniać; że knujemy nowe ogniwa łańcucha, który z nas w przyszłości uczyni niewolnika, zamiast - jak byśmy chcieli - jak najprędzej rozbić więzy i uwolnić się. Jest to kwestia niezmiernie złożona i trudna, bo każdy wypadek jest jakby oddzielnym, odrębnym zagadnieniem. Nie mogę ani podawać tu przykładów, ani omawiać szczegółowiej sposobów ich rozwiązywania. Zwracam tylko uwagę czytelnika, aby się głęboko zastanowił nad takimi związkami i starał się je w świetle nauki o Karmie i reinkarnacji dogłębnie zrozumieć. A gdy, choćby w błysku zdoła uchwycić znaczenie i treść poszczególnego męczącego związku, aby się starał rozplątywać węzeł, a nie zaciskać go, bowiem - powtórzę: wszelkie niechęci i uczucia destrukcyjne łączą z drugim człowiekiem równie silnie jak uczucia miłości, przywiązania, wdzięczności, itp. więc skutek takich niechęci jest odwrotny niżbyśmy chcieli. Chodzi nam o pozbycie się nieprzyjemnego towarzysza, o oddalenie się czy nawet ucieczkę od niego, a właśnie zacieśniamy łączące z nim nici i nie uwolnimy się od tych więzów, dopóki nie zrozumiemy ich i nie zneutralizujemy, czy nie przeciwważymy wszelkich wrogich i nieprzyjaznych uczuć - krzywd czy odwrotnie - mściwości i gniewu lub żalu za doznane od tego człowieka krzywdy - stosunkiem i energią odwrotną. Gdyby ludzie o tym prawie wiedzieli a ci, którzy wiedzą, gdyby o nim pamiętali, jakże inaczej musieliby postępować.


Tworzenie się karmy

Przestudiujmy teraz tworzenie się i wyczerpywanie Karmy podczas jednego „życiowego cyklu”. Wyrażenie zaznacza, iż nie chodzi tu ani o jedno życie na ziemi, ani też o pojęcie życia w ogóle. Pierwsze jest za ciasne i fragmentaryczne, drugie - za szerokie. Nam chodzi tu o cykl obejmujący jedno życie na ziemi wraz z życiem duszy po śmierci jej fizycznej powłoki w sferach emocjonalnej i myślowej - wedle innej terminologii astralnej i mentalnej - aż do powrotu ku następnemu wcieleniu na ziemię. Jest to więc cykl składający się z czterech odrębnych okresów, każdy o różnym rodzaju zadań, przeżyć i doświadczeń. Są one powtarzane setki razy podczas nieskończenie długiej wędrówki „odwiecznego pielgrzyma” - tj. Duszy ludzkiej. Przechodzić przez nie musi każda bez wyjątku, ale tylko dusza człowieka. Lecz długość i jakość każdego z tych okresów mogą się bardzo różnić w poszczególnych wypadkach. Warto przy tym zaznaczyć, iż okresy przeżywane poza fizycznym ciałem są o wiele dłuższe od naszego życia na ziemi. Nie można wcale zrozumieć działania prawa Karmy bez zaznajomienia się, choćby najbardziej pobieżnie z rodzajem przeżyć i zadań duszy w tych pozaziemskich światach. Podczas życia na ziemi twórczość jej wyraża się najżywiej i najbezpośredniej, zresztą przeważnie nieświadomie w tworzeniu myślo-kształtów, o których mówiliśmy w poprzednich rozdziałach, ale musimy teraz tej twórczości bliżej się przyjrzeć.

Dusza jest cząstką Ducha - żywej iskry Bożego Ognia, który jako i On trzy posiada postacie - Bytu, Świadomości i Szczęścia lub Woli, Miłości i Myśli Twórczej (co odpowiada Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi św). Otóż Dusza w swej postaci myśli twórczej wyłania z siebie najpierwszy myślokształt. Dla odróżnienia od następnych nazywa się go „pierwotnym obrazem myślowym” lub mentalnym. Jest to żywy, wibrujący energią kształt utkany z subtelnej materii tej sfery i do niej należący. Jest on jakby Słowem, pomyślanym lecz jeszcze nie wypowiedzianym, poczętym lecz nie wcielonym. Jest on z Duszą, swym twórcą stale i nierozdzielnie związany. Stanowi integralną część jej świadomości.

Postarajmy się wyobrazić sobie ten żywy kształt jako odrębny od wszystkich innych późniejszych, zarówno jak i od wszelkich skutków, które twórczość jego wywoła w innych sferach poza jego własną. Wyobraźmy go sobie jako z duszą nierozerwalnie złączonym, jako część jej świadomości, zarówno podczas życia na ziemi jak i po przekroczeniu progu śmierci w następnych sferach jej istnienia. Istotnie nie rozstaje się z nim nigdy.

Gdy podczas wznoszenia się jej coraz wyżej dosięga dziedziny zbyt subtelnej, „rozrzedzonej” materii, by to jej dziecię mogło w niej istnieć, odrzuca grubsze, cięższe cząstki wchodzące w jego budowę, a unosi za sobą jego najlotniejszy zarys. Gdy zaś powraca w tę samą sferę w swym zbliżaniu się do powtórnego na ziemi wcielenia, materia jej zostaje przyciągnięta na nowo do jej „myślo-obrazu” i dopełnia jego kształt. Przez długie okresy może on być bierny, jakby uśpiony, ale łatwo może go obudzić i ożywić nowy impuls Duszy albo też bodziec jego własnego „potomstwa” z niższych sfer, o którym zaraz powiemy, albo istności do tegoż podobnych. Wszystkie te impulsy wzmagają jego dynamikę, mogą też zmieniać do pewnego stopnia jego kształt. Określone prawa rządzą jego rozwojem. To, co nazywamy charakterem człowieka, zależy od zgrupowania podobnych myślokształtów, bowiem strona zewnętrzna, widzialna jest zawsze odbiciem wewnętrznej. Podobnie jak komórki fizycznego ciała grupują się i nadają określone cechy umysłowości człowieka, same również podlegają zmianom. W miarę studiowania działań Karmy lepiej zrozumiemy rodzaj tych zmian.

Twórcze władze Duszy decydują o rodzaju materiału, jaki zostanie wpleciony w budowę tego myślokształtu - energie, jakie mogą być pobudzone przez żądze i namiętności, a wówczas ukształtują i zabarwią go elementem pożądania; albo skupią się na czysto intelektualnych, rozumowych dociekaniach i koncepcjach, co się też wyraźnie zaznaczy w charakterze myślokształtu. Może też Dusza wysnuć ze siebie samej niejako wielki duchowy ideał, skupiając na nim swą uwagę, co także nieuchronnie odbije się w rodzaju stworzonego przez nią myślokształtu. Ale czy będzie on wzniosły czy prozaiczny w swym charakterze, intelektualny czy namiętnościowy, dobroczynny czy też złośliwy, o boskich czy „zwierzęcych” cechach jest on zawsze obrazem myślowym, tworem Duszy twórczej - inaczej zwanej Myślicielem - i od niego to indywidualna Karma zależy. Tam, gdzie nie istnieje czynnik myślowy - mentalny obraz - nie może być mowy o Karmie indywidualnej, która swoją ciągłością łączy cykle życia w jedną całość. Brak tego czynnika myśli - działania Myśliciela - w mineralnym, roślinnym i zwierzęcym królestwie czyni tworzenie się Karmy działającej poza śmierć, aż w następne wcielenie, zgoła niemożliwym.

Spójrzmy teraz jaka zachodzi różnica pomiędzy tym pierwszym myślo-obrazem a wtórnym, czyli jego odbitką, myślokształtem „zamieszkałym”; inaczej mówiąc, jaki jest stosunek do obrazu myśli czystej, do obrazu astromentalnego w sferze niższej - uczuć i namiętności lub Kama-Manas, jakeśmy ją zwali na początku. Jak się ten ostatni tworzy i co sobą przedstawia? Używając poprzedniego symbolu można powiedzieć, iż jest on stworzony przez Słowo-myśl, gdy staje się ona „Dźwiękiem” tj. Słowem wypowiedzianym. Dusza stwarza myśl i wysyła ją poza siebie, a dźwięk jej kształtuje wyraźną formę w materii astralnej.

Jak Idee Myśli Kosmicznej zmieniają się w widzialny przejawiony świat, gdy zgodnie z Wolą najwyższą są wypromieniowane lub „rzucone na zewnątrz”, tak owe obrazy myśli człowieka rzutowane na zewnątrz, stają się otaczającym go światem widzialnych w materii astralnej kształtów, czyli wedle słów Mistrza: „Każdy człowiek na swym szlaku w przestrzeni otacza się wciąż własnym światem.”

Wibracje myślo-obrazu wywołują podobne i odpowiednie w gęstszej materii sfery astralnej, tworząc w niej to, cośmy nazwali kształtem wtórnym, obrazem astralno-mentalnym, najprościej go nazywać - myślokształtem. Sam obraz myśli czystej pozostaje, jakeśmy już mówili,w świadomości jego twórcy, tj. Duszy, lecz wibracje jego odtwarzają podobny mu kształt, który staje się odpowiednim mieszkaniem dla cząstki elementarnych sił, którym pomaga w przeciągu swego istnienia w zróżniczkowaniu się, a tym samym w rozwoju; gdyż obecny w nim element myśli daje jakby pierwszy przedsmak indywidualności owej energii elementarnej, która go zamieszkuje, a w swej drodze ewolucyjnej zdąża ku indywidualizacji.

Właśnie ten myślokształt ożywiony, „zamieszkały” został nazwany w cytowanych na początku słowach Mistrza Mądrości „żywą i czynną istnością”. On to unosi się w sferze astralnej zachowując magnetyczny związek ze swym pierwotnym rodzicem i oddziaływując nań, tj. na obraz myśli czystej oraz wywierając wpływ na otaczających ludzi. Istnienie jego jest dłuższe lub krótsze zależnie od wielu czynników, a rozproszenie się nie wpływa na trwałość jego twórcy. Każdy impuls pobudzający tego ostatniego zmusza go do ponownego stwarzania swego odpowiednika astralnego, jak każdemu powtórzeniu słowa odpowiada nowy kształt.

Wibracje myślo-obrazu nie tylko przechodzą w niższy astralny świat, ale przenikają też w wyższą duchową sferę, (oczywiście słowa „wyższy” i „niższy” nie są ani odpowiednie, ani ścisłe, gdyż sfery te przenikają się wzajemnie a różnią się stopniem „lotności” i szybkością wibracji). I jak w niższej sferze tworzą kształt, tak w wyższej wywołują pewne swoje odbicie, które trudno nazwać kształtem, gdyż jest to materia kosmiczna specjalna, nieskończenie subtelna. W niej to trwają odbite wszystkie Idee - Myśl Boga Stwórcy - wszystkie pierwowzory, archetypy przyszłego stworzenia. Jest to jakby skarbiec, olbrzymi spichlerz idei, obrazów, wzorów, wszelkich kształtów i form, które się mają narodzić w świecie widzialnym rzutowane w dany kosmos.

W onej przedziwnej materii zwanej „akasza” zostają też odbite wibracje myśli, uczuć, czynów wszystkich istot żyjących w tym wszechświecie od najwyższych Aniołów do najniższych ludzi. Wszelkie zjawiska zostają tam utrwalone jako odbitki, zwane „Archiwami” lub „Kronikami w Akaszy” i pozostają tam aż do końca istnienia danego kosmosu. One to stanowią archiwa historii jego rozwoju jak i wszystkiego, co się z nim dzieje. One są jakby wielkimi Rejestrami, z których Władcy Karmy odczytują historię żywotów poszczególnych ludzi i wedle niej układają ich Karmę.

Rzucenie tych obrazów Akaszy na ekran materii astralnej, podobnie jak wyświetla się obrazy z przezroczy, jest możliwe i nie nazbyt trudne dla każdego dość zaawansowanego okultysty, co ułatwia czytanie przeszłości, obserwowanie odległych zdarzeń nawet w ich najdrobniejszych szczegółach. Jeśli ten niedoskonały i z konieczności niejasny opis da czytelnikowi choć pewne pojęcie, które zechce dopełnić wysiłkiem własnej wyobraźni, zrozumie choćby w zarysie Karmę jako przyczynę późniejszych skutków. W owej lotnej materii Akaszy zostaje odbity zarówno myślo-obraz stworzony przez Duszę i od niej nieoddzielny, jak i jego astralny odpowiednik ożywiony przez ruchliwą i żywą materię tej sfery; jak również cała działalność owego czucio-myślokształtu wytwarzająca różne i wielorakie skutki, które łatwo dają się odczytać odnajdując związek ich z żywym myślokształtem a przez niego i z ich własnym twórcą, tj. Duszą indywidualną. Odnaleźć ów związek jest łatwo, gdyż każda nić skutku wysnuta ze swej własnej istności przez ów żywy myślokształt - podobnie jak pająk snuje swą nić - wyróżnia się własną barwą i choćby wiele takich nici składało się na jeden rezultat, każdą można odróżnić jako biegnącą ku swemu właściwemu twórcy, tj. Duszy, która jest jej istotnym rodzicem. Może więc zdołamy naszą ciasną ziemskimi więzami ograniczoną inteligencją zrozumieć choćby w przybliżeniu jak się to dzieje, iż Władcy Karmy mogą w jednej chwili, jednym rzutem oka ogarnąć całkowitą odpowiedzialność indywidualną Duszy za swój bezpośredni twór (pierwszy myślokształt) jak i jej odpowiedzialność częściową za daleko idące skutki działania jego odpowiednika. Mówię „częściowa”, bo każdy jego skutek ma i inne nici karmiczne jako swe przyczyny. Może jasnym nam teraz będzie dlaczego rodzaj pobudki gra przeważającą rolę w działaniu Karmy, a czyny są stosunkowo o wiele mniej ważne od energii, która im daje początek oraz dlaczego Karma działa w każdej sferze oddzielnie w zależności od składników jej materiału, a jednak łączy wszystkie sfery ciągłością swych nici.

Gdy poznajemy te olśniewające prawdy podawane nam przez Religie Mądrości, gdy widzimy jak rozprasza się w jej świetle mrok ciemnoty, a rządy Sprawiedliwości Absolutnej stają się oczywiste, zmienia się nasze całe życie. Gdy poza wszelką nierównością losu i pozorną przypadkowością życia odkrywamy działanie miłującej i wszechmądrej ręki, cały smutek istnienia znika, cały ból bezradności wobec przewagi krzywd, które stają się niezasłużone, zła które zdaje się nieodwracalne, zmienia się w ufność, a wdzięczność dla Wielkich Kierowników ludzkości, wyrazicieli Woli Jedynej, napełnia serce.

Poniższy wykres pomoże nam w zrozumieniu trojakich skutków działań Duszy, które stwarzają Karmę. Przedstawia on główne zasady bez żadnych szczegółów. Skutki tych działań Duszy wyraża się jako zdolności, tendencje, charakter, rodzaj umysłowości i uczuciowości, czyny, otoczenie itd. głównie w życiach następnych.

Karma wd rycA.jpg


Dusza człowieka, twórca Karmy jest istotą rozwijającą się, indywidualnością urastającą w mądrość, „w pełną postawę doskonałego Człowieka” na swym wielkim, eony trwającym ewolucyjnym szlaku. Nie należy też ani na chwilę zapominać w naszych studiach, iż Jaźń a osobowość (osoba - persona) są właściwie tym samym. Osobowość jest jakby jedno-życiową rolą wielkiego Aktora, tj. niezniszczalnej Jaźni. Tzw. „wyższy i niższy” umysł (raczej Manas, czyli pierwiastek myślowy) to ta sama istota jeno w innych funkcjach, a podział czynimy tylko dla ułatwienia sobie studiów. Wyższy - to Myśliciel, czyli Jaźń działająca w sferze duszy, myśli czystej, która posiada całkowitą pamięć wszystkich etapów swego przeszłego rozwoju poprzez liczne na ziemi żywoty. A niższy - to ta sama Jaźń działająca w sferze psychicznej przysłonięta nieco i ograniczona własnym z tejże materii utkanym narzędziem, czyli ciałem pożądań i przez zabarwienie całej swej działalności pierwiastkiem pożądaniowym i emocjonalnym ograniczona a czasem nawet oślepiona. W tej niższej sferze zaledwie cząstka energii i świadomości Duszy może się przejawić; ona to właśnie, obejmująca nieduży zbiór przeżyć i doświadczeń obecnej inkarnacji jest dla większości ludzi tym, co nazywają swoim „ja” - osobowością. Głos sumienia dość mglisto i niepewnie uważany przez wielu za duchowy za „głos Boga w nas”, jest dla nich jedynym przejawem ich Jaźni prawdziwej, słusznie uważanym za głos ważki i autorytatywny, choć pojęcia o jego pochodzeniu mogą być całkiem błędne.

Ale powtórzmy to raz jeszcze: należy wciąż pamiętać, iż Jaźń i osobowość to nie są odrębne istności. Są raczej w takim do siebie stosunku jak słońce i jego promień. Jaźń-Myśliciel (słońce) przebywa zawsze w „niebie” duchowej sfery; zaś osobowość-promień „schodzi” czy „zstępuje” w świat psychiczny, ale w istocie są jednym. Więc Dusza nasza jest wzrastającą istnością, a promień wysłany przez nią „w dół” jest jakby ręką, która zanurza się w wodę, by pochwycić i wyciągnąć z niej jakiś przedmiot. Wzrost duszy zależy od jakości i wagi owych przez jej rękę-osobowość wyławianych i gromadzonych przedmiotów. Zaś doniosłość pracy duszy, gdy „cofa swą rękę” przy końcu życia na ziemi jest zależna i ograniczona przez rodzaj doświadczeń zebranych, gdy jej promień działał w psychicznej sferze.

Możemy tu użyć następującego porównania: rolnik wychodzi w pole, trudzi się nad jego uprawą wśród spieki i słoty, zimna i upału, a gdy wieczór nastaje powraca do domu. Rolnik ten jest i właścicielem pola zarazem, a plon jego pracy napełnia jego własne spichlerze, wzbogaca jego własny dobytek. Każda osobowość jest bezpośrednią i czynną cząstką Duszy indywidualnej posiadającej nieprzerwaną ciągłość świadomości istnienia, której jest w niższej sferze przedstawicielem, a stopień jej rozwoju jest zależny od osiągniętego w przeciągu wielu wieków wzrostu Duszy w całokształcie swej indywidualnej istności. Stosunek ten należy dobrze zrozumieć chcąc uniknąć tak częstego błędu, gdy zdaje się ludziom, iż nie jest sprawiedliwe, aby nasza dzisiejsza osoba ponosiła skutki karmiczne za czyny i myśli poprzednich żywotów, których dziś nawet nie pamięta. Nie zapominajmy, iż ta sama Dusza tworzy Karmę i ta sama zbiera jej skutki; jest ona tym rolnikiem, co sam sieje i sam żnie plon, choć odzież w której był siewcą mogła się zużyć zanim doczekał się żniwa i musiał przywdziać inną. Tak samo astralna i fizyczna powłoka - odzież duszy - zużyła się i rozpadła między czasem siejby a żniwa i dziś zbieramy nasz plon w innym przyodziewku, ale właściwy siewca i żniwiarz to ta sama Dusza indywidualna.

W początkowych okresach rozwoju Duszy wzrost jej jest niesłychanie powolny, gdyż powodowana przyciąganiem przedmiotów świata fizycznego i żądzą ich zdobycia rzuca się za nimi w różne strony, pędzi za każdym wrażeniem, choć są one przelotne i powierzchowne; zaś namiętności, więc i myślokształty są gwałtowne lecz krótkotrwałe a myśli i ich obrazy wyraźne. Wówczas i odpowiadające im astromentalne myślokształty będą silne i długotrwałe. Ludzie o tak wyrobionej myśli są stali w swych przywiązaniach, głębsi w przyjmowaniu wrażeń, mają jasno określony cel życia, wyraźny ideał do którego wciąż kierują swe uczucia, myśl i czyny. Taki ukochany ideał, tj. silny i trwały obraz myślowy ma doniosły wpływ na całe życie człowieka i nadaje mu w znacznej mierze kierunek wszystkim energiom jego istoty.

Spójrzmy teraz na Karmę tworzoną przez myślokształty. Przez całe swe życie człowiek stwarza niezliczoną ilość przeróżnych obrazów myślowych; jedne mogą być wyraziste i silne przez częste powtarzanie tego samego impulsu energii, inne słabe i niewyraźne. U progu śmierci, gdy Dusza powoli wycofuje swe energie z ciała (a jest to moment doniosły i uroczysty, toteż w każdej religii spotykamy zalecenia modlitw przy umierających, aby spokojną i ważną atmosferą dopomóc oddalającej się Duszy) przez dłuższą lub krótszą chwilę ogląda całe swe życie w jednym błysku, jakby olśnieniu pojmuje jego istotny sens, jego przewodnią ideę, która odbija się w niej teraz głęboko, a wizja ta będzie miała duże znaczenie dla jej bezpośredniej przyszłości, gdyż zadecyduje, w którym z regionów następnej sfery spędzi większość swego pozaziemskiego żywota.

Po upływie tej dziwnej chwili odpowiadającej zazwyczaj fizycznej agonii - Dusza wycofuje ostatecznie wszystkie swe energie z fizycznego ciała, a ludzie mówią: „umarł”. Lecz śmierć jednej powłoki nie wpływa ani na świadomość, ani na stan psychiczny i moralny prawdziwej istoty ludzkiej. Znajduje się ona teraz otoczona milionami swych własnych tworów, obrazów, myślokształtów różnego rodzaju, z całym swoim „światem psychicznym” w sferze astralnej, gdzie ma spędzić następny okres, dłuższy lub krótszy, zależnie od nagromadzonego przez nią za życia na ziemi materiału należącego do różnych regionów tego olbrzymiego świata. Bowiem sfera astralna jest równie wielka i składająca się z rozmaitych stanów materii, jak fizyczna, a przebywanie Duszy w którymś z jej regionów zależy od ilości odpowiadającej mu materii w jej własnym psychicznym ciele. Powtórzmy: śmierć fizycznego ciała nie zmienia świadomości; jest ona taka sama, w tym samym psychicznym świecie, jaki sobie stworzyła, znajduje się w takim otoczeniu, do jakiego prawem powinowactwa,ciągnie jej natura. Przy czym cały psychiczny świat Duszy ulega teraz pewnemu układowi koncentrycznemu według szybkości wibracyjnej jej myślokształtów. Najlotniejsze a więc najsubtelniejsze i „najwyższe” skupiają się ku środkowi pola jej świadomości, a najpowolniej wibrujące, czyli „najniższe”, najcięższe stanowią zewnętrzny krąg tego pola, a więc zamykają Duszę niejako w siedmioraką - taka jest bowiem ilość regionów w sferze astralnej - powłokę i trzymają w każdym z nich tak długo aż odpowiadająca jemu warstwa nie wyczerpie się, nie „wyżyje” i sama nie rozproszy się. Jest to jakby mechaniczne, a przecie z nieodpartą logiką zbudowane więzienie, które zarówno oddziela Duszę od wszelkich wyższych sfer i istności, jak i zmusza do jak najszybszego „wyżycia” materiału własnowolnie w skład swej psychiki wplecionego. A składają się nań wszystkie jej namiętności, pragnienia i myśli, nie zabraknie żadnej. Żadne wzruszenie, marzenie, chęć czy popęd, wzlot czy tęsknota, choćby przelotne i ledwie zarysowane nie giną bez śladu. Cały jej psychiczny świat otacza ją teraz i tworzy najpierw owo zamykające ją astralne „więzienie”,a potem pełne radości i szczęścia „niebo”. Bowiem znajdują się tam zarówno obrazy oddające tęsknoty wewnętrzne, zamiłowania piękna i sztuki, pragnienia dobra, życzliwość i miłość dla innych, aspiracje ku duchowemu życiu, poświęcenia i dobroć, jak i wyrazy intelektualnych koncepcji, skutki głębszych studiów i dociekań, naukowych badań, filozoficznych zainteresowań - a ta część jej życia wznosi się już ponad sferę astralną i wyraz swój znajduje dopiero w następnej, odpowiadającej pojęciom „raju”, „nieba” w religiach. Wznosi się również ponad myślokształty i wszelkie namiętności, wzruszenia, emocje, uczucia, zarówno tzw. Dobre, jak tzw. Złe; i oczywiście ponad czysto zmysłowe żądze w postaci obżarstwa, pijaństwa, rozkoszy płciowych, itp. które mogą być zaspokojone przy pomocy fizycznego ciała

Te chucie i żądze wyrażają się tylko w najniższych regionach sfery astralnej, które odpowiadają w dużej mierze opisom piekła, jakie znajdujemy w różnych religiach z tą różnicą, iż męka którą tam dusze przechodzą nie jest żadną „karą” a tylko nieuniknionym i logicznym skutkiem, a zarazem nauką na przyszłość oraz - iż jest to stan czasowy a nie „wieczny”. Pojęcie „wiecznego piekła” jest logicznym i matematycznym absurdem, wytworem ciemnoty, strachu i nienawiści ciasnych, zabobonnych ludzi. W każdym z siedmiu regionów astralnego świata istnieje dziedzina tzw. „Kama - loki” (dosłownie miejsce pożądań i pragnień), odpowiadająca, pod pewnym względem, opisom piekła i czyśćca o coraz lżejszych formach cierpienia. Ale jest ono w swych rezultatach dobroczynne i użyteczne jako nieodzowna nauka dla przyszłości jednostki, jedyny sposób poznania Prawa i przyswojenia trudnej nauki, iż sprzeciwianie się mu pociąga za sobą zawsze cierpienie.

Najniższy region Kamaloki jest istotnie straszny. Zresztą nie jest bynajmniej daleki od najbardziej plugawych i potwornych miejsc na ziemi, z tą różnicą, że najohydniejsze żądze, nienawiści, okrucieństwa, zbrodnicze i zwyrodniałe instynkty, bestialskie chucie, widać tu bez żadnych osłon w całej ich najpotworniejszej nagości. Wszystko zdaje się tu być odwrotnością dobra, światła a nawet tylko normalnego człowieczeństwa. Panuje tu atmosfera rzeźni, kaźni, obozów koncentracyjnych, tortur, itp. zupełny mrok i ciężar niemożliwy do wyrażenia. Otchłanie ohydy. Znajdują się tu najniższe typy, nieraz powtarzające jak w urzeczeniu sceny swych zbrodni lub paniczny strach przeżyty przed kaźnią. A w swej żądzy odwetu i krwi usiłują pchnąć innych ludzi, przebywających jeszcze na ziemi do podobnych okrucieństw, gdyż są w stanie wywierać wpływ na pokrewne sobie typy na ziemi. Tym wpływem można sobie tłumaczyć masowe opętania okrucieństwem podczas wojen i rewolucji oraz „epidemie” morderstw, zbrodni seksualnych, itp. Każdy człowiek, który żył niskimi żądzami, których zadowolenie nie jest możliwe bez fizycznego ciała, będzie przechodził tu mękę; jak i ten który żywił nienawiść, chęć zemsty i okrucieństwa, choć nie wyraził tego w czynie. Cierpienie tych istot jest istotnie duże, a przyswajanie nauki bardzo powolne, jednak niechybne. Przez wiele żywotów przychodzą jeszcze z tymi samymi instynktami, lecz stają się one coraz słabsze, a obok nich budzą się i lepsze uczucia - dobroci czy przywiązania do matki, żony, dziecka, itp. - a te prowadzą do wyższych regionów tej sfery i powoli rozwijają się i wzmacniają, aż w końcu przeważają szalę.

Z typów o wiele wyższych, które normalnie nie znalazłyby się w tej strasznej strefie, są tu świadomi tylko samobójcy, co stanowi jeden z najtragiczniejszych skutków ich desperackiego czynu. Oczywiście i w tym wypadku pobudka odgrywa rolę najważniejszą.

Regiony nieco wyższe stanowią raczej miejsce oczyszczenia - „czyściec” - dla Duszy o znacznie mniejszym napięciu cierpienia i stosunkowo łatwiejszych naukach. Należy jednak zaznaczyć, iż pewna część myślokształtów otaczających Duszę w tych regionach i przyczyniających jej dużo dotkliwego cierpienia, lęku i niepokoju jest stworzona przez fałszywe, przesądne pojęcia o potwornościach i karach piekielnych i czyśćcowych zaczerpnięte z nauk popularnych religii za życia na ziemi. Obrazy te pozostałe w wyobraźni są subiektywnymi tworami, nie mającymi nawet w tych strefach obiektywnego odpowiednika. Wprost to, co człowiek nauczy się wyobrażać sobie jako życie po śmierci, to istotnie spotyka, jako że jest: „otoczony światem własnych myślokształtów”. Toteż odpowiedzialność ludzi, którzy szerzą takie przesądne, pełne grozy i lęku przed karą wierzenia, przyczyniając tym wiele, zgoła niepotrzebnych cierpień swym braciom jest ogromna. Wszelkie nauki religijne wzbudzające strach są szkodliwe i nie mają z prawdziwą nauką nic wspólnego.

Budzenie się świadomości Dusz w poszczególnych regionach sfery astralnej zależy, jakeśmy już zaznaczyli, od tego czy i na ile używał człowiek za życia na ziemi materii tego regionu dla wyrażania swych uczuć i namiętności. Człowiek uduchowiony, który nigdy nie podlegał niższym żądzom ani złym impulsom nie będzie posiadał wcale w swym ciele astralnym materii dla ich wyrażania, więc żaden tego rodzaju myślokształt nie znajdzie się w otaczającej go „powłoce”; toteż przesunie się przez te regiony zupełnie nieświadomie jak we śnie, a zbudzi się dopiero tam, gdzie uderzą go wibracje znane, wielokrotnie powtarzane za życia na ziemi; może to być czasem - bardzo rzadko - dopiero w sferze następnej, myślowo-duchowej. Inni, jeszcze nie „uduchowieni” ludzie, lecz dobrzy w swych uczuciach i myślach, powściągliwi w swych czynach, idący bardziej za obowiązkiem niż pożądaniem, przesuną się również nieświadomie przez owe strefy „piekła” i „czyśćca”, a zbudzą się w lotniejszych dziedzinach astralnej sfery.

Z jednej z nich pochodzą wszelkie „komunikaty” spirytystycznych seansów i usiłowania nawiązania kontaktu ze światem fizycznym, co nie jest bynajmniej dobre dla dalszego rozwoju danych istot, gdyż odciąga ich uwagę od zadań, które w tej sferze muszą być spełnione i niepotrzebnie zatrzymują Duszę dłużej, niżby się należało w danych regionach, gdy powinna by wznieść się już wyżej. Namiętna rozpacz pozostałych na ziemi dosięga tu również Duszy i nieraz utrudnia skupienie się na jej zadaniach. Toteż zrozumienie tej prawdy może pomóc w naszym stosunku do tzw. „umarłych”; miłość, serdeczne i pogodne myśli, wiara w postęp oraz wielkość sprawiedliwości bożych praw dopomagają znacznie, zaś egoistyczny żal, przygnębienie i rozpacz przeszkadzają im nieraz bardzo w ich drodze.

Trzy najwyższe regiony Kamaloki nie są pozbawione piękna i jasności. Tu znajdują swój materialistycznie pojmowany „raj” dusze prymitywne i dziecięce, np. wspaniałe knieje dla łowów znajdzie tam Czerwonoskóry Indianin; szczęśliwe, bogate, pełne hurysek haremy - nieoświecony mahometanin, a najprymitywniejszy chrześcijanin, dziecinnie wyobrażane „niebo”, pełne świętych i aniołów. Są to ich własną wyobraźnią stworzone obrazy, każdy bowiem znajduje tam to, co sam swą twórczą potęgą myślo-czucia stworzył. W każdym z tych poszczególnych regionów proces, jaki przechodzi Dusza jest podobny - wyżywa nagromadzoną energię odpowiadającą tej strefie, a gdy ta energia wyczerpuje się jej odpowiadająca warstwa astralnej powłoki rozpada się - przez co Dusza staje „automatycznie” u progu nowego, wyższego regionu - a wszystkie żądze i namiętności pozostają tylko jako tendencje i skłonności, w stanie potencjalnym gotowe obudzić się i znowu przejawić, gdy czas właściwy nadejdzie, tj. gdy Dusza ożywi je, powracając ku nowemu życiu na ziemi. Wówczas uzewnętrzniając się, przeciągną one ku sobie odpowiednio wibrujące cząsteczki astralne, z których się zbuduje nowy dla duszy przewodnik, jej narzędzie w tej sferze, dając wyraz zalążkom namiętności i pożądań, czyli stworzy się tzw. „wrodzona” namiętnościowa i wzruszeniowa natura, która będzie rozwijać się i wyrażać przez całe to nowe życie na ziemi.

Uwolniona na pewien czas od wszelkich elementów swej natury astralnej Dusza wznosi się w sferę odpowiadającą pojęciom „nieba” i „raju” w religiach a zwaną „Dewaczan” w sanskrycie. Podobnie jak wpierw w sferze niższej, długość tego niebiańskiego okresu radości i spokoju zależy od bogactwa lub ubóstwa myślowego i duchowego dorobku jednostki, od ilości stworzonych przez nią myślo-obrazów odpowiadających tej sferze. Odnajdzie tu wszystkie swe wyższe inspiracje i wysiłki, tęsknoty i pragnienia, choćby nikłe były i przejściowe za ubiegłego życia na ziemi; a zadaniem jej będzie przerobić je na wyraźne cechy i zdolności, z którymi powróci na ziemię. Głównym zadaniem tego okresu w Dewaczanie jest asymilacja przeżyć i doświadczeń zebranych na ziemi. Muszą one być wplecione w niezaprzeczalny dorobek Duszy i on to stanowi o jej wzroście i rozszerzaniu się świadomości. Od ilości, jakości i różnorodności myślo-obrazów stworzonych podczas życia na ziemi, a przetworzonych w tym okresie w cechy i zdolności zależy szybkość rozwoju Duszy.

Gromadząc myślo-obrazy jednego rodzaju, podsumowuje je i wyciąga ich syntetyczną treść przez skupienie i wgłębianie się w ich istotę, stwarza organ myślowy i przekazuje mu tę przetrawioną i zrozumianą treść w formie cech i zdolności. Weźmy przykład: oto człowiek o umysłowości przeciętnej bez specjalnych filozoficznych zdolności pragnie szczerze wiedzy i czuje pociąg do abstrakcyjnych zagadnień, do trudnych rozumowych wywodów, choć nie przychodzą mu one łatwo i dużo kosztują wysiłku. Tworzy w tych swoich usiłowaniach - choćby pozornie mizerny dawały rezultat - szereg obrazów myślowych, które unosi ze sobą po śmierci fizycznego ciała w sferę Dewaczanu i tu przetwarza je w dotąd nie istniejące zdolności tak, iż za ponownym powrotem na ziemię jego umysłowość będzie znacznie szersza o większych zdolnościach operowania pojęciami, które przed tym były dla niego niedostępne, nazbyt trudne. Czyni więc znaczny krok naprzód; w trudzie zasiane ziarno daje dobry plon.

Można więc rzec, że jeśli ktoś z nas pragnie posiadać w przyszłości większe zdolności, szerszy i bardziej ruchliwy umysł, może to sobie zapewnić przez świadomy, wytrwały wysiłek, wciąż pamiętając o swym celu, gdyż to, co jest pragnieniem i marzeniem w jednym życiu zmienia się niechybnie w zdolności i władze w następnym, a wola osiągnięcia czegoś staje się mocą działania i wypełnienia.

Należy jednak pamiętać, iż tak budująca się zdolność jest ograniczona przez ilość i jakość dostarczanego materiału. Nic się nie tworzy z niczego. Jeśli Dusza za życia na ziemi zaniedbuje rozwijanie swoich zdolności, jak i posiewu pragnień i marzeń, to plon, jaki zdoła zebrać w Dewaczanie będzie z konieczności ubogi.

Należy zaznaczyć, iż myślo-obrazy, które zostały już przetworzone w zdolności, znikają jako takie. Zaś te, które były często powtarzane lecz nie należały do rzędu pragnień i aspiracji, zmieniają się w tendencje umysłowe, jakby w koleiny, w które energie myślowe będą najłatwiej i najszybciej wpływać. Zastanówmy się nad tym chwilę, a zobaczymy jak bardzo szkodliwym jest bezcelowe rozpraszanie się myśli wśród drobnych nic nie znaczących przedmiotów. Tworzy to bezsensowne myślokształty, które tylko zaśmiecają nasz umysł. A jeśli staje się to przyzwyczajeniem, przygotowuje koleiny dla energii myślowej, która będzie i w następnym życiu rozpraszać się i trwonić wśród jałowych piasków i płycizn głupich bezcelowych myśli.

W wypadku, gdy wola i chęć spełnienia jakiegoś czynu napotyka na przeszkody i nie może go dokonać nie z braku siły i zdolności a raczej odpowiednich warunków zewnętrznych, powstały obraz myślowy - jeśli chodzi np. o jakiś szlachetny, ofiarny czyn - będzie na nowo przeżyty w Dawaczanie i skrystalizuje się niechybnie w czyn za powrotem na ziemię, bowiem wszelki czyn staje się nieunikniony, gdy jego obraz został przeżyty jako określona akcja w Dewaczanie. To samo prawo rządzi i niższymi chęciami i wyraźnymi zamiarami, które nie sięgają tej sfery, ale są odtwarzane w sferze astralnej i zamieniane w tendencje i skłonności a nawet nałogi w powrotnej drodze Duszy ku ziemi. Np. powtarzająca się namiętna chciwość, która oczywiście stworzy odpowiednie myślokształty skonkretyzuje się nieuniknienie w czyn kradzieży lub oszukaństwa, czy defraudacji jak tylko nadarzy się ku temu sposobność. Czyli - krąg Karmy się zamknie, namiętne pożądanie, stanowiące przyczynę, sprowadzi nieunikniony skutek, tj. czyn; innymi słowy, gdy naładowanie energii jest takie, iż tylko jeden więcej myślokształt, a skrystalizowanie się - jak roztworu - jest nieuniknione, czyn nastąpić musi. Starożytny aksjomat: „człowiek się staje tym, o czym myśli” jest najściślej naukową prawdą. Nie należy przy tym zapominać, iż powtarzanie jakiejś czynności sprawia, że staje się ona niemal automatyczna. To samo prawo działa i w pozafizycznych sferach, czyli jeśli jakaś czynność jest wciąż wyobrażana w sferze psychiczno-myślowej staje się automatyczną i równie automatycznie zostaje rzutowana w fizyczny świat. Wiemy dobrze, iż często po dokonaniu jakiegoś zbrodniczego czynu człowiek mówi: „Ach, wszak uczyniłem to bez żadnej złej myśli” lub „Gdybym się był chwilę zastanowił, nie zrobiłbym tego.” Oczywiście może to być o tyle słuszne, iż świadomie ułożony plan nie poprzedzał danego czynu, a jego sprawca nie pamięta swych poprzednich myśli lub nie zdaje sobie sprawy z siły swych pozornie ukrytych namiętności, nie zna też techniki ich działania jako przyczyn, które nie mogły nie doprowadzić do tego rezultatu.

Jest to dosłownie jak nasycony roztwór, jedna drobina jeszcze a ściąć się musi. Gdy zbiór obrazów wyobraźniowych dosięgnie stopnia nasycenia, dodanie każdego następnego sprowadza czyn. Wówczas jest on już nieunikniony, gdyż zdolność wyboru została już wyczerpana, wielokrotnie powtarzany wybór stworzył taką dynamikę myślokształtu, iż pod jego impulsem widzialny czyn dokonać się musi. W danej chwili człowiek jest niewolnikiem swej przeszłości. Długo podsycane w jednym życiu pragnienie czy też pożądanie staje się niewolącą mocą, nieuniknioną, „przeznaczoną” koniecznością czynu w życiu następnym; tak, jakby pragnienie człowieka było do Przyrody zwróconym żądaniem, które ono spełnia, podsuwając mu odpowiednią sposobność.

Obrazy myślowe nagromadzone przez pamięć jako doświadczenia, przez które Dusza przeszła podczas jej życia na ziemi, dokładne wspomnienia oddziaływania na nią zewnętrznego świata, reakcji ludzi w stosunku do jej czynów, itp. muszą też być przetrawione i zasymilowane. Przeglądając te wszystkie wspomnienia, zastanawiając się nad nimi głęboko, Dusza poznaje ich ukryty sens, współzależność i ich wartość, uczy się odnajdywać działanie Najwyższej Myśli w prawach przyrody. Jednym słowem przez skupione badanie wyciąga z nich całą naukę dla swej przyszłości. Widzi cel smutku i radości, cierpienia wynikającego z rozkoszy i radości wykwitającej z bólu. Odkrywa działanie niezłomnych praw, które musi nauczyć się uznawać i szanować; nauki powodzeń i klęsk, rozczarowań i osiągnięć, bezpodstawnych lęków, nieurzeczywistnionych nadziei, siły załamującej się przy pierwszej próbie zarozumiałości podającej się za wiedzę a zdradzającej pod ciśnieniem swą ignorancję; cierpliwej wytrzymałości, która umie pozorną klęskę zmienić w zwycięstwo. Zastanawiając się nad każdym z tych doświadczeń, Dusza zmienia je w swej wewnętrznej alchemii w rudę bogatą, z której wyciąga złoto mądrości, aby jej przyświecała w następnym życiu na ziemi, wyciskając swe piętno na zdarzeniach i postępowaniu, czy przyswojone nauki jednego życia zaważą bezpośrednio i dobitnie na następnych żywotach człowieka. A więc obrazy myślowe zgromadzone w jednym wcieleniu zostały przetworzone i przyswojone w swej treści, a same jako takie przestały istnieć. Można by je odnaleźć tylko w owych „Rejestrach Karmicznych”, o których wspominaliśmy.

Z tych obrazów przeżytych doświadczeń, zwłaszcza z tych, które ukazują jak nieznajomość Prawa sprowadziła cierpienie, tworzy się i rozwija to, co nazywamy sumieniem. Podczas wielu żywotów na ziemi człowiek powodowany pożądaniem rzuca się w pogoni za upragnionym przedmiotem i w swej gonitwie nieraz uderza się i rani o Prawo. Wiele podobnych doświadczeń uczy Duszę, iż usiłowanie zaspokojenia pożądań wbrew prawu przynosi ból; iż wprost nie opłaca się tak pędzić na ślepo za swą żądzą. I gdy w następnym życiu powtórzy się podobna sytuacja, a namiętność zechce rzucić się nieprzytomnie ku jakiejś rozkoszy z Prawem niezgodnej, wspomnienie przeszłego cierpienia zaznaczy się w głosie ostrzegawczym sumienia, który nieraz staje się donośny i narzucający się. Zdaje się istotnie chwytać cugle rumaków zmysłów i kierować je na bezpieczniejszą drogę. W obecnym stopniu ewolucji większość ludzkości - za wyjątkiem nielicznych jednostek, które stanowią raczej wyjątek aniżeli regułę - przeszła dostatecznie dużo tego rodzaju doświadczeń, by umieć, choćby w ogólnych zarysach odróżniać „dobre” od „złego”, czyli to, co jest z Prawem ewolucji zgodne od tego, co się mu zasadniczo sprzeciwia. Długie przeszłe doświadczenie daje możność większości ludzi mieć dość jasne pojęcia o podstawowych zasadach etyki (nie zabijaj, nie kradnij, nie gwałć, itp.). Ale już w wyższych, subtelniejszych kwestiach należących do doświadczeń obecnego naszego okresu ewolucji a nie do poprzednich. W sprawach, gdzie nie mamy jeszcze dość doświadczeń, by móc z nich wyciągnąć jasne wnioski i nauki, nieraz przy największej woli i chęci, wahamy się i nie wiemy, co byłoby postępowaniem słusznym a co błędnym i często mylimy się tak w decyzjach jak w czynach, choć pragniemy gorąco postąpić właściwie. W tym wypadku istnieje już wola szanowania Prawa w wyższych sferach działania Duszy, brak jej jednak umiejętności uzgodnienia z Prawem postępowania w fizycznym świecie. Jeśli pomyli się i zbłądzi, cierpienie jakie z tego wyniknie wskaże jej wkrótce, czym się pomyliła, naukę przyswoi sobie w swym „rozmyślającym” okresie i zmieni w sumienie, którego głos będzie w przyszłości dość silny, aby uchronić od podobnego błędu, a dać radość głębszej znajomości bożych praw i świadomego, harmonijnego współdziałania z wielkim prądem ewolucji.

Koniec cyklu

Gdy życie Duszy w Dewaczanie dobiega końca, tj. kiedy przyswoiła już wszystko, co się dało z nagromadzonego materiału doświadczeń, zaczyna odczuwać pragnienie powrotu do życia w fizycznym ciele na ziemi, z którą łączą ją silne węzły przywiązań i upodobanie do tej formy istnienia. Ten ostatni okres zamykający „cykl życia”, jak nazwaliśmy go uprzednio, zajmie jej ponowne budowanie sobie przewodników, tj. narzędzi, które są jej nieodzowne dla życia na ziemi, a zakończy się wejściem w nie przez narodziny.

Opuszcza tedy sferę Dewaczanu odziana w subtelną powłokę, która trwa przez wszystkie jej żywoty, zwaną „ciałem przyczynowym” - wyrażającą jej odrębną indywidualność - unosząc ze sobą już przyswojony rezultat swej pracy, duży lub mały, zależnie od jej rozwoju. Jeśli ten jest jeszcze prymitywny, jeśli to Dusza „młoda,” dorobek jej będzie nieznaczny lecz jeśli przyniosła wiele doświadczeń z życia na ziemi, to wyłoni się teraz z Dewaczanu ze znacznie wzbogaconym charakterem i możliwościami. Gdy „schodzi” w sferę myślową i astralną, budzą się tu ze stanu uśpienia jej myślowo-uczuciowe tendencje i właściwości - a różne rodzaje ich wibracji przyciągają odpowiadającą im materię tych sfer, z której się tkają jej nowe przewodniki. Ożywa też dawny rodzaj obrazów czucio-myślowych, a rzucone na zewnątrz przyciągają sobie podobne z otaczającego astro-mentalnego świata. Tym sposobem Dusza przyodziewa się w nową „psychiczną odzież” - będącą dalszym ciągiem a zarazem odnowieniem uprzedniej, zużytej - czyli w swą nową „osobowość”. A więc każda życiowa osobowość jest własnym tworem Duszy. Innymi słowy charakter, natura, cechy i właściwości człowieka stały się wyrazem tego, o czym uprzednio myślał i co czuł. Jest on więc dosłownie - twórcą siebie samego.

Teraz pozostaje tylko zbudowanie ciała fizycznego wedle zgotowanych przyczyn, którymi zarządzają, układając je odpowiednio Władcy Karmy. Oni to, jak już mówiliśmy, skierowują Duszę do kraju, religii, rodziny, gdzie znajdzie najlepsze warunki dla swego dalszego rozwoju, gdzie spotka istoty, z którymi zadzierzgnęła silne związki w przeszłości tak miłości, przywiązania, obowiązku jak i niechęci, nienawiści, krzywdy itp. Władcy Karmy również dają „wzór” - w subtelnej materii eterycznej - typu ciała fizycznego, jakie się ma w łonie matki zbudować.

Mówiliśmy już, iż myśli i uczucia tworzą charakter, zdolności i tzw. moralną naturę człowieka. Natomiast czyny jego przygotowują rodzaj środowiska, zewnętrzne warunki i otoczenie przyszłego życia. W każdej dziedzinie „człowiek to zbiera, co sam posiał”. Parę przykładów może nam pomóc w zrozumieniu tego prawa. Życie pełne czynów użytecznych dla innych, np. tzw. służby społecznej przyniesie jako skutek jeszcze szersze sposobności służenia ludziom, powiększania ich dobrobytu, polepszania ich warunków materialnych, itd.. Zapewni również dobre materialne warunki pracownikowi. Ale szlachetność i bezinteresowność jego intencji - a mogą one być czyste lub też całkowicie egoistyczne - wyrazi się w jego charakterze, w zdolności większego współczucia i życzliwości dla ludzi oraz w radości z pracy dla innych. A zmarnowanie zdolności czy też nie wyzyskanie warunków i sposobności w jednym życiu wyrazi się w znacznych utrudnieniach a nawet w cierpieniu w następnym, np. ktoś mógł zostać wielkim artystą, mając wszelkie wewnętrzne i zewnętrzne po temu warunki, a sposobność zmarnował przez lenistwo, bierność lub inne cechy charakteru i ustosunkowanie się do życia; a w następnym, gdy jego chęć i tęsknota mogły wzrosnąć, gdy pragnienie może już być palące, napotka o wiele więcej trudności, będzie musiał zużyć o wiele więcej energii dla ich pokonania. A może nawet - „nic mu się nie będzie udawać” - a więc niemożność urzeczywistnienia swych pragnień i zaspokojenia swej tęsknoty stanie się gorzkim cierpieniem, rozczarowaniem, smutkiem itp. Czyli zmarnowane sposobności w jednym życiu nie pojawiają się w następnym. Trzeba je z trudem wywalczać.

Podobnie się dzieje z lekceważeniem obowiązków wobec ludzi związanych z nami Karmą. Okazywanie zbyt mało troski i przywiązania rodzinie, itp. Na przykład. „ubogi krewny” w jednym życiu może w następnym pojawić się jako ukochane dziecko, jedyny spadkobierca imienia, itp. i gdy całą nadzieję i miłość na nim skupimy, nagle „okrutna” śmierć wyrywa je z naszych objęć. Prosty i sprawiedliwy skutek uprzedniego niedoceniania, lekceważenia czy zaniedbania dobra krewnego, zdanego na naszą „łaskę”.

Kalectwa, zwłaszcza od urodzenia lub od wczesnego dzieciństwa, są zawsze skutkiem poważnych uchybień lub upartego łamania praw przyrody albo też okrucieństwa i znacznych krzywd wobec innych, bowiem są one zaznaczone we „wzorze” fizycznego ciała, który Władcy Karmy dla danej Duszy tworzą. Podobnie rzecz się ma ze wszelkimi zniekształceniami i anormalnościami fizycznego ciała; tzw. choroby umysłowe - a polegają one na nadwyrężaniu lub „naderwaniu” łącznika pomiędzy Duszą a jej narzędziami - są również karmicznym skutkiem bardzo poważnych błędów psychicznych: okrucieństw, przewrotności i wielkich krzywd zadanych innym. Można przypuszczać na podstawie tego, co wiemy o Karmie, iż zbrodniarze systemów totalitarnych, jak i wszystkich innych odpowiedzialni za osobiste okrucieństwa i bestialstwa będą w następnym życiu na ziemi kalekami o najokropniejszych zwyrodnieniach ciała fizycznego, które staną się dla nich cało-życiową męką. Zaś grupy, które brały udział w masakrach i znęceniach się nad bezbronnymi poniosą również odpowiednie a dostatecznie ciężkie karmiczne skutki swych nieludzkich popędów i czynów.

Z drugiej strony pomoc wyświadczona ludziom kolektywnie, np. przez piękną książkę lub naukową czy artystyczną działalność, będzie „oddana” autorowi. Może on być pewny, iż Władcy Karmy odmierzą mu równą miarą wedle Prawa i sam dozna umysłowej czy moralnej pomocy, jakiej będzie potrzebować. A warunki „tak się ułożą”, aby mógł czerpać swobodnie z wielkiej skarbnicy kultury i piękna, gdy nadejdzie odpowiedni po temu moment.

Sądzę, iż po wszystkim cośmy tu wyłożyli, główne zasady działania Karmy stały się już jasne i zdajemy sobie sprawę, jaki wpływ na los jednostki ma jej własna Dusza a jaki Władcy Karmy. Dusza dostarcza materiału, z którego sama urabia charakter oraz powoli rozszerza pole swej świadomości. Zaś Władcy Karmy układają warunki i otoczenie oraz wyznaczają na początku każdego nowego ziemskiego żywota czynniki niezmienne, czyli „przeznaczone” człowiekowi.


Nasz stosunek do karmy

Nieraz się zdarza, iż ludzie po raz pierwszy spotykający się z nauką o Karmie jako o niezłomnym prawie przyrody mają uczucie bezradności, jakby byli bezwolnymi niewolnikami „losu”. Jest to oczywiście wrażenie niesłuszne oparte na powierzchownym i jednostronnym ujmowaniu całego zagadnienia. Spójrzmy jak działa „przeznaczenie”, a jak „wolna wola”, wcale nie wykluczając się wzajemnie. Weźmy przykład: oto mamy człowieka o przeciętnych umysłowych zdolnościach a z bujną naturą namiętnościową o dobrych zarówno jak i złych skłonnościach, a normalnym zdrowiu i rozwoju ciała fizycznego. Z takim „zasobem” wstępuje w życie. Jak może go zużytkować? Wiele umysłowych wyżyn, subtelnych koncepcji, wzlotów i natchnień będzie dlań niedostępnych. Pomimo możliwego oporu podda się niejednej niskiej pokusie. W pogoni za jakimś mamiącym przedmiotem ulegnie, choćby już zdawał sobie sprawę, że jest to niskie i brzydkie. Owe ograniczenia zamykają go istotnie jak zaczarowanym pierścieniem „przeznaczenia” i choćby najgoręcej pragnął nie zdoła jeszcze się zeń wyrwać. Poza tym nie może uniknąć wielu ciosów, nie może przekroczyć przeciwności, które napotyka. Może tylko znosić mężnie pierwsze a energicznie walczyć z drugimi.

Oczywiście te rzeczy są już „przeznaczone”; są tworem jego dawnych, zapomnianych myśli, błędnych wyborów, gwałtownych pożądań, zmarnowanych sposobności. One to zamykają go w pewien nieunikniony krąg „losu”. A jednak jego wewnętrzna istota, jego prawdziwe Ja nie jest tego losu niewolnikiem i może wedle własnej woli działać od środka swego więzienia niejako, może urabiać swą przyszłość przygotowując oswobodzenie się z więzów. Dusza jego - Myśliciel - jest wolna a więzy, które go dziś ograniczają opadną jak tylko zrozumie ich złudność, czasowość i całkowitą zależność do jego własnej woli. Oczywiście ta głębsza wiedza jest jeszcze niedostępna dla zwykłego człowieka albo też przychodzi w paru błyskach zrozumienia, lecz nie rozpala się jeszcze w płomień dość silny, by mógł stopić łańcuchy. Toteż dla takiego człowieka pierwszym krokiem ku oswobodzeniu się będzie poddanie się ograniczeniom, cierpliwa praca nad rozszerzeniem swych możliwości, nad kierowaniem popędami, uszlachetnianiem swych skłonności i charakteru przy pomocy świadomej myśli, pamiętając, iż żaden wysiłek nie ginie, żadna chęć, pragnienie, marzenie nie pozostają bez śladu i nigdy nie mogą być zmarnowane. Nie zapominając ani na chwilę, iż jest Duszą swobodną i twórczą, choć zamkniętą czasowo wśród murów własną wzniesioną ręką. Wierzy, iż nie ma takiego ograniczenia, z którego by się nie mógł wyzwolić, bowiem wie, iż wola i wysiłek decydują zawsze o zwycięstwie. Nikt go nie ogranicza prócz niego samego, nikt go nie zmusza i nie trzyma w więzieniu prócz jego własnych myśli i czynów.

Gdy człowiek raz potrafi przyjąć tę prawdę, zmieni się jego cały stosunek do własnego „losu”, poczuje moc kierowania nim, a prawo Karmy zamiast przygnębiać go i obezwładniać, napełni go ufnością i wiarą we własne siły, w niechybne osiągnięcie tego, o co mu naprawdę chodzi. Wielkie to prawo raz zrozumiane w całym jego niezłomnym działaniu, nieomylnej ścisłości, bezwzględnej sprawiedliwości budzi w nas przemożną chęć świadomego budowania naszej przyszłości. Człowiek bada wówczas swój charakter, określa wyraźnie, co chce w nim zmienić, jakie nowe cechy rozwinąć i zabiera się poważnie do roboty. Pamięta wciąż, iż „Tym się stanie, o czym myśli”, więc kieruje myślą swą świadomie ku wielkim ideałom, wspaniałym wzorom charakteru, szlachetności, mocy i męstwa, bowiem rozumie dlaczego św. Paweł zalecał swym uczniom stałe myślenie o rzeczach pięknych, wielkich, wzniosłych i prawdziwych. Będzie wytrwały i cierpliwy zarówno w swych codziennych rozmyślaniach jak i usiłowaniu wprowadzania w każdo-dzienne życie cech, o które mu chodzi, wiedząc, iż buduje przyszłość na niewzruszonych podstawach, na opoce odwiecznego a niezmiennego Prawa. A ten, kto swój wysiłek zgodnie z Prawem kieruje, może być pewien zwycięstwa. Nie istnieje żadna moc na ziemi i niebie, która by mogła mu przeszkodzić w osiągnięciu celu; buduje na wieczność. Na tym polega wartość przyjęcia prawdziwej wiedzy o człowieku i Prawie, choćby na podstawie doświadczeń innych ludzi jeszcze przez nas samych nie sprawdzonych. Odtąd nie trwonimy energii, nie rozpuszczamy sił na różne cele i metody, toteż rozwój nasz wprost niepomiernie się teraz przyspiesza.


Urabianie karmy

Gdy człowiek poczyna swobodnie i własnowolnie kształtować swą przyszłość wkrótce - w miarę pogłębiania się jego wiedzy wewnętrznej - dostrzega, iż może nie tylko zmieniać swą naturę i przetwarzać charakter, ale też i wpływać na swe przeznaczenie. Jasnym mu się też staje, iż najważniejszy decydujący ośrodek jak oś centralną stających się zdarzeń, stanowi on sam - żywa, czynna i twórcza Istność, która ma moc wpływania nie tylko na własną naturę, ale i na zewnętrzny układ sił, na zespół okoliczności i warunków. Człowiek taki nauczył się już od dawna postępować wedle wskazań stycznych podawanych ludzkości przez jej nadludzkich Kierowników, Braci Starszych, którzy co pewien czas pojawiają się wśród ludzi, by im dopomóc w żmudnej pracy odkrywania praw przyrody oraz ich własnej duchowej natury. Rozumie już, że przekazywane wskazówki opierają się na niewzruszonych Prawach, że etyka nie jest niczym innym jak właśnie ścisłą nauką o Prawie Przyrody zastosowanym do postępowania człowieka. Rozumie, iż w swoim codziennym życiu może neutralizować skutki swoich złych i negatywnych czynów z przeszłości, świadomie kierując ku tymże skutkom energię odwrotną, pozytywną, działającą ku dobremu. Na przykład, ktoś mu posyła myśl mściwą i nienawistną, może na nią odpowiedzieć w dwojaki sposób: albo podobną, tj. gniewną i nienawistną - a wówczas te dwa pokrewne prądy spłyną w jeden wzmocniony w swej szkodliwości, a dwa tego samego rodzaju myślokształty połączą się i zasilą wzajemnie, powiększając tym ogólną sumę destrukcyjnej energii. Albo, jeśli zna prawo Karmy i rozumie jego działanie, może odpowiedzieć energią odwrotną - litości, dobroci, przebaczenia, współczucia - i przez to samo zneutralizować i unicestwić pierwszą, a złośliwy myślokształt rozbić, a więc unieszkodliwić, gdyż nie będą go mogły „zamieszkać” siły elementarne, nie będzie też mógł działać ku szkodzie i krzywdzie innych. W tym wypadku energia ożywiająca go powróci ku swemu twórcy, a kształt się rozdrobni i rozproszy. Cóż więc się stało? Oto dynamika ku złemu została zneutralizowana, energia minus została zniesiona przez energię plus, czyli - „miłość położyła kres nienawiści”.

Czyż nie to właśnie jest treścią nauki Chrystusa? Czyż nie jest teraz jasne, iż Jego przykazania - „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą.” - opierają się na ścisłych naukowych podstawach, na prawach niezłomnych, niezmiennych, chciałoby się rzec - matematycznych? Chodzi tu bowiem zarówno o całość ludzkości, jak i o ustrzeżenie każdego człowieka od ciężkich skutków powiększania sumy sił destrukcyjnych w świecie przez odpowiadanie złem za złe, nienawiścią na nienawiść itd. Zresztą w każdej religii spotykamy podobne wskazania - „nienawiść nie gasi nienawiści”, „nie uderzaj tego, który cię ukrzywdzi” itp. mówi Hinduizm i Buddyzm.

Podobnie poczyna sobie ów człowiek znający prawo Karmy, gdy widzi obłudę, fałsz, kłamstwo rzucane w świat astralny, gdzie tworzą mamiące a fałszywe obrazy, które zwodzą i oszukują, przysłaniając to, co w istocie jest, przytępiając w ludziach wrażliwość na prawdę, a więc szkodząc im poważnie i na długo. Posyła wówczas świadomie myśli ścisłej rzetelności, jasnej, przejrzystej prawdy i tym rozbija i niweczy pierwsze fatalne w swych skutkach myślokształty. Tak samo neutralizuje chciwość - wielkodusznością i bezinteresownością; niechęć - życzliwością; egoizm - dobrocią i miłosierdziem, itp., czyli staje się „wytwórnią” energii dodatnich i budowniczych niweczących prądy rozkładu i zniszczenia, krzywdy i zła, staje się mocą dobra podobną potęgom anielskim. A w miarę pogłębiania się jego wiedzy staje się twórcą coraz bardziej świadomym, działającym szybko i celowo, czyli tworzy myślokształty jasne, wyraźne, precyzyjne, naładowane wolą, jakby uskrzydlone, pełne „agresywnej” dynamiki dobra. Więc wszelką złą Karmę przetwarza w samym jej poczęciu, jakby chwytał zatrutą strzałę w locie, w przestrzeni, pomiędzy człowiekiem, który ją ze siebie wyrzuca a sobą w „powietrzu”, jeszcze zanim go dosięgła i zmieniał jej raniący jad w siłę neutralną, a nawet dobroczynną przez „alchemie” przebaczenia i miłości.

Praca tego rodzaju może dotyczyć nie tylko „zatrutych strzał” kierowanych ku nam osobiście, ale pójść o wiele szerzej. Może neutralizować więc i przetwarzać w ogniu wszechmiłości wszelkie niszczące, szkodliwe prądy i myślokształty. Jest to zadaniem „Starszych” w ludzkości i tych, którzy pragną iść w Ich ślady, a są już dość silni, by napięcie takiej pracy i natężenie wszystkich wewnętrznych „muskułów” wytrzymać. Alchemia ta należy do tzw. „Ścieżki świętości”, a suma dobra spełniana przez tych, nieraz zupełnie nieznanych ludzi, którzy nią kroczą, nie da się porównać z żadną najszerszą widzialną altruistyczną działalnością wśród społeczeństw. Owo przetwarzanie zła w dobro to najpiękniejsze powołanie tego, który dosięgnął swej „prawdziwej postawy Człowieka”.

Wielcy Nauczyciele ludzkości, dający jej rady i wskazówki postępowania, opierali je na niezłomnych prawach - „zło niweczy się miłością” - a ci, którzy idą za Ich wskazaniami, choćby jeszcze nie przekonali się własnym doświadczeniem o ich ścisłych podstawach, unikają wiele cierpienia i zmniejszają złą Karmę przez podporządkowanie się tym radom, zamiast zwiększać ją płacąc - pod wpływem silnego impulsu - złem za zło, zemstą za nienawiść, itp. Lecz człowiek, który zdobył już sam głębszą wiedzę o Karmie, świadomie neutralizuje zło i niweczy kształty przezeń stworzone rozumiejąc prawa leżące u podstaw nauk etyki i wskazań Wielkich Nauczycieli. Unieszkodliwia więc nienawiść w samym zarodku, a tym samym zapobiega przyszłym klęskom i nieszczęściom. Oczywiście człowiek taki jest już na wysokim stopniu rozwoju, zwłaszcza w porównaniu z ogólnym poziomem rzesz ludzkich będących na łasce namiętności, a nie mających pojęcia o prawach moralnych ani skutkach, jakie swym postępowaniem stwarzają. Człowiek na tym poziomie może nie tylko przetwarzać swój charakter i rozbijać świadomie szkodliwe myślokształty, ale - widząc przeszłość - odnajdywać dawne przyczyny obecnej, zbliżającej się a niepożądanej Karmy, wprowadzać w grę energię odwrotnie działającą, a więc zmniejszać skutki lub nawet zmieniać bieg nadchodzących wypadków przez tworzenie nowej wypadkowej. Wiedza ułatwia mu takie wykorzystywanie prawa, podobnie jak czynią to ludzie nauki operujący energiami świata fizycznego.

Aby to lepiej zrozumieć zastanówmy się przez chwilę jak poczynają ci ostatni. Oto jakieś ciało zostaje pchnięte w ruch przez pewną energię i porusza się po określonej linii. Lecz jeśli podczas jego ruchu uderzy w nie inna siła pod innym kątem, ciało zmieni kierunek swego biegu, a ta nowa linia będzie wypadkową obu sił. Nic się z żadnej nie straci. Część tej, która nadała pierwszy impuls, zużyje się na opór działaniu drugiej, a linia kierunkowa ciała nie będzie skutkiem ani tylko jednej, ani tylko drugiej a składowej obu - czyli ich wypadkowej. Fizyk oblicza dokładnie pod jakim kątem ma uderzyć ciało w ruchu, aby zmienić jego bieg w pożądanym kierunku. Choć danego ciała nie widzi, może ściśle określić, o jakim natężeniu energię ku niemu zwrócić i pod jakim kątem uderzyć, by jego kierunek zmienić wedle własnej woli. Nikomu nie przyjdzie na myśl powiedzieć, iż zaszła tu interwencja sprzeciwiająca się prawu przyrody. Odwrotnie, każdy z nas rozumie, że jest to tylko praktyczne - dzięki znajomości prawa - użycie siły przyrody dla osiągnięcia celu zamierzonego przez wolę człowieka. Zastosujmy to samo do Karmy a zrozumiemy, że i tu niewzruszoności prawa nic nie może złamać; więc nie ma mowy, by jakakolwiek „interwencja” mogła czyjąś Karmę „naruszyć” - gdy wpływamy na jej działanie przez znajomość i posłuszeństwo Prawu. Można z łatwością wyobrazić sobie człowieka posiadającego tak głęboką wiedzę, iż może czytać w przyszłości jak w księdze otwartej, a widząc, np. iż skutek jakichś jego dawnych myśli lub czynów zbliża się w postaci wielce dla niego niepożądanej. Może - nawet w tak „późnym” momencie - rzucić w grę nową energię, która - jeśli będzie dość silna i umiejętnie użyta - zdoła zmienić bieg zbliżającego się zdarzenia („odwrócić nieszczęście”), które musi być zawsze wyrazem wypadkowej wszystkich rzuconych w akcję sił. Takie działanie wymaga oczywiście ogromnej wiedzy, nie tylko umiejętności odczytywania przeszłości i jej związku przyczynowego z teraźniejszością, ale i dokładnego obliczania dynamiki potrzebnej we wprowadzonej dziś w grę energii, aby zarówno zmienić dotychczasową wypadkową jak i wynikające z niej skutki, które staną się ze swej strony przyczynami dalszych rezultatów. Ale jest w stanie zmniejszyć, a czasem nawet całkowicie zniweczyć skutki jakiegoś złego czynu lub myśli w przeszłości. Nie może cofnąć faktu, który się ongiś stał, nie może cofnąć raz rzuconych w otaczający świat myśli i namiętności, ale ich wielorakie skutki - o ile nie są jeszcze zupełnie dojrzałe do skrzepnięcia w formę - może zmieniać, a nawet czasem zupełnie je unicestwić przez odwrotną a umiejętnie skierowaną energię rzuconą w prąd swej ogólnej Karmy.

Stosuje się w tym tylko do prawa, opiera swe działanie na jego niewzruszoności; podobnie jak fizyk czy chemik, który równoważy działania jednej energii drugą. Choć nie jest w stanie zniweczyć żadnej ich cząstki, przecie może przez dokładny rachunek, kierować nimi w taką wzajemną zależność, by zamierzony rezultat osiągnąć. Więc Karma może być przyśpieszana lub opóźniana, a przez to poddana również działaniu nowych czynników, np. wpływowi otoczenia, w którym dług będzie spłacany, ludzi danego środowiska, itd.

Spójrzmy na to zagadnienie jeszcze z innej strony, jest ono bowiem niezmiernie ważne dla całego naszego życia. W miarę pogłębiania się naszej wiedzy wyzwalanie się od przeszłej Karmy staje się coraz łatwiejsze, gdyż Dusza zbliżająca się ku nadczłowieczeństwu może czytać w przeszłości wielu żywotów, może oglądać własną żmudną i powolną drogę na przestrzeni wieków i obserwować, jakim sposobem „kuła” swe więzy, jakie przyczyny wytwarzały dane skutki, itd. Widząc wówczas jasno, które z tych przyczyn już się wyczerpały, a które jeszcze czekają wyrażenia się w nadchodzących wypadkach może na nie wpływać. Jednym słowem może nie tylko patrzeć wstecz, ale i w przód, a więc zdawać sobie jasno sprawę z rodzaju oczekujących zdarzeń - rezultatów równie jasno widzianych przeszłych przyczyn. Nie trudno sobie wyobrazić, iż jak fizyk oblicza, jaką energię trzeba puścić w ruch, by zmienić wedle własnej woli bieg danego ciała, tak i ów adept wyższej wiedzy widząc przyczynę w przeszłości a jej skutek w przyszłości, może wprowadzić w grę nowe siły, które ten skutek zneutralizują albo zmienią wedle jego woli. Opiera się bowiem na niezmienności Prawa, na swej ścisłej i dokładnej wiedzy i umiejętności precyzyjnych obliczeń. Od nich to całe działanie zależy. Jeśli, np. nienawidził kogoś w przeszłości, a wyrządzając mu tym szkodę zawiązał z nim „węzeł karmiczny” może odnaleźć go teraz w którymś z trzech światów (wszak posiada już wysoki poziom jasnowidzenia) i otoczyć wręcz odmienną atmosferą, czyli przeszkodzić negatywnym skutkom dawnej nienawiści przez świadome a w sile równe lub nawet intensywniejsze wibracje odwrotne - życzliwości, dobroci, współczucia, rozumienia. Podobnie, jak posyłając za jedną falą dźwięku nieco później drugą tak, by ją zneutralizowała. Możemy wywołać ciszę, tak i w wyższych sferach jest możliwe takie operowanie wibracjami miłości i nienawiści (we wszelkich ich odmianach) - dzięki umiejętności i woli - aby przyczyny karmiczne doprowadzić do równowagi, co jest jednoznaczne z wyzwoleniem, czyli oswobodzeniem się od Karmy.

Oczywiście potrzebna do tego olbrzymia wiedza jest dla większości ludzi zgoła niedostępna, ale każdy może korzystać z wiedzy duchowej, z prawd głoszonych przez wielkich Nauczycieli ludzkości. Wszechstronne stosowanie tych zasad przekona każdego, jak wielką przeszkodą jest ignorancja i niewiedza, a jaką ogromną pomocą w ewolucji jest znajomość tych praw. Ludzie błąkają się, mylą, zbaczają wciąż z drogi, gdyż są ślepi i niewidzący. Rzucają się bezradnie w różne strony po omacku, potykając się i raniąc, bo nie widzą jasno drogi przed sobą, a często i nie znają celu. Człowiek, który pragnie dopełnić swej ewolucji znacznie szybciej od rzesz ludzi zwykłych i wyrwać się z tłumu ślepych, gnuśnych i niemrawych, wyprzedzając ich jak szybkobiegacz w wyścigu musi posiadać wiedzę i mądrość, samooddanie i miłość. Zamiast powoli wyczerpywać swą dawną Karmę, rozkuwając w przeszłości stworzone łańcuchy ogniwo za ogniwem jest on wówczas w stanie złamać je szybko jednym rzutem nieledwie, jednym rozumnym a wielkim wysiłkiem i stanąć wolnym jako prawdziwy Syn Boży, swobodny współtwórca w wielkim Warsztacie wszechświata.

Nie należy sądzić, że podobnie szybkie spłacanie długów karmicznych jest dostępne tylko ludziom na bardzo wysokim stopniu rozwoju - posiadających doskonałe jasnowidzenie, itp. Każdy z nas jest w stanie przyśpieszyć owo rozkuwanie łańcuchów przy odpowiednim do losu stosunku, przede wszystkim pamiętając, że jest przez nas samych zgotowany. Nie może więc być mowy o jego niesprawiedliwości. Można i trzeba spotykać go bez względu na to, co nam przynosi ze spokojem i pogodą, bez utyskiwania i przygnębienia ufając Prawu, które mówi: „Każdy spłacony dług zmniejsza obciążenie, przybliża chwilę oswobodzenia.” A po drugie, przy całym niesprzeciwianiu się i nieprotestowaniu a witając chętnie niejako nawet ból. Nie być w tym biernym a odwrotnie: mężnie stawić czoło przeciwnościom, zwalczyć z największą energią przeszkody, obalać wysiłkiem zawady, opanowywać warunki wytrwale, czynnie, energicznie z wolą zwycięstwa, z odwagą,a nawet uporem i „zacięciem się”. „Nie udało się raz, musi udać się drugi, trzeci czy dziesiąty. Nie potrafię dziś od razu, zdobędę to za chwilę, jutro czy pojutrze”. Tylko przy tym stosunku a nie przez bierne, beztwórcze poddanie się losowi (co nas czyni podobnymi do korków na wodzie) niweczymy skutki dawnych przeoczeń, opieszałości, gnuśności, lenistwa czy zgoła negatywnego do losu czy do ludzi stosunku. Na pozór wydać się to może paradoksem, jednak przy głębszym zastanowieniu sądzę, iż każdy musi odczuć słuszność takiego i tylko takiego do naszego losu stosunku.


Ustanie karmy indywidualnej

Nasza indywidualna Karma sprowadza nas niezliczone razy na ziemię, przywiązując do „kołowrotu narodzin i śmierci”. Tzw. Karma „dobra” przyciąga nas z powrotem na ziemię równie nieubłaganie jak tzw. „zła”. Łańcuch, którego ogniwa składają się z cnót, trzyma nas równie mocno jak i ukuty z przywar, wad i nieprawości. Jakże więc mamy zatrzymać to wiązanie się nowych powrozów, jak się wyrwać z ich splotów, jeśli nie można nie czuć i nie myśleć póki się żyje, a każda myśl, każde czucie stwarza nowe ogniwa Karmy, plecie dalsze więzy? Jest to pytanie, które człowiek zadawał od wieków, na które każda filozofia, każda religia usiłowała zawsze znaleźć odpowiedź. Daje ją w jasnej, przejrzystej formie Bhagawad Gita, gdy boski Nauczyciel Śri Kriszna przekazuje na polu bitwy najgłębsze swe nauki Ardżunie. Zwróćmy uwagę, iż prawdy te powierza nie „uczonemu w Piśmie”, nie świętemu pustelnikowi ani człowiekowi ascetycznego zakonu a właśnie mężowi czynu, księciu, który pozostaje wśród rozlicznych obowiązków swego stanowiska, działając dla dobra swego ludu i państwa. Treść tych nauk jest prosta: wiąże nas nie sam czyn a żądza; nie trud i praca a pożądanie owoców tej pracy, osobistego zysku, zapłaty, uciechy, wywyższenia, dostojeństwa. Gdy człowiek podejmuje pewien wysiłek pożądając jego skutków, owoców swej pracy, jest to jakby zwrócone przez Duszę do Przyrody wymaganie, na które musi dostać odpowiedź w formie takiej czy innej proporcji rezultatu. Z każdą przyczyną łączy się jej skutek, z każdym czynem jego owoc, a pożądanie jest nicią, która te dwa czynniki łączy i związuje. Gdy można ją zerwać - spalić przez miłość lub zniweczyć przez Jogę - połączenie to znika; a gdy więzy pożądań emocjonalnych przestają istnieć Dusza jest wolna. Żadna Karma nie może jej odtąd skuć, nie imają się jej żadne więzy - czy to grube i ciężkie jak łańcuchy, czy wiotkie i cienkie jak nici pajęcze. Kołowrót przyczyn i skutków może się nadal obracać lecz nie wciąga jej i nie zamyka, bo zjednoczyła swe życie z Prądem powszechnym, oddzielny jej strumyczek spłynął w nieogarniony ocean Wszechżycia.

Działać zupełnie bezinteresownie, nie oczekując i nie pragnąc dla siebie nic jest Jogą. Jest to Karma Joga, czyli Joga czynu. Każdy czyn spełnia się w niej prosto jako konieczność, jako własną cząstkę w wielkiej symfonii Życia; własną „rolę” w wielkiej Całości zawsze z Prawem w harmonii. Bowiem człowiek, który zjednoczył swą wolę z Wolą Jedyną, staje się jedną z niezliczonych sił w boskim Prądzie, w olbrzymim procesie ewolucji. Toteż każdy jego czyn - z którymkolwiek z trzech światów - jest cząstką wielkiego kołowrotu przemian i uczestniczy w Wielkiej Ofierze, która stanowi podstawę wszelkiego życia, a jest pełnią najwyższej twórczości i szczęścia. Wszelkie jego działanie jest taką radosną „ofiarą-twórczością” bez żadnej myśli o celach ani rezultatach. Nie do niego one należą a do Prawa -spływają do wspólnej Skarbnicy ku pomocy trudzącej się w cierpieniu ludzkości.

Taki Karma-jogin pracuje ciałem i myślą silnie i intensywnie lecz Dusza jego jest cicha i jasna przez żadne nie związana pragnienia, przez żadne nie zmącona tęsknoty. Trwa poza czasem jako spokojny a niewzruszony Świadek stających się na warsztacie czynów. Trwa w Wiecznym. Żadna sprawiedliwa działalność nie zostaje zaniedbana, wykonuje każdą wedle wszystkich swych sił i możliwości wszechstronnie, starannie, bowiem bezinteresowność nie pociąga za sobą niedbałości ani lekceważenia żadnego obowiązku.

Gdy człowiek poznaje ów stan spokoju, skupienia w Wiecznym wśród najintensywniejszego nawet działania - nazwany w Bhagawad Gicie „bezczynem w czynie” - znajduje tajemnicę unicestwienia Karmy, niweczy skutki swoich przeszłych postępków, myśli i uczuć przez mądrość; a skutki obecnych spłomienia w ogniu wszechmiłości. Jest wolny. Staje się „kolumną w świątyni Pana”, jak mówi św. Jan w Apokalipsie. I tej „Świątyni Pana” Dusza więcej już nie opuszcza. Niezliczone razy w przeszłości opuszczała ją, schodząc w niziny ziemskiego żywota lecz teraz przyszedł czas, gdy się zmienia w jedną z tych niewzruszonych kolumn w Aśramie Boga, który jest ojczyzną Duchów wolnych ludzi, którzy z niczym osobiście nie będąc związani, mogą jednoczyć się z każdym i ze wszystkim w imię Jedynego Życia.

A więc więzy osobistych, a nawet wyższych tj. indywidualnych pożądań i pragnień muszą być na tej drodze zerwane. Niejednokrotnie możemy obserwować początkowe okresy owego „zrywania”. Warto tu wspomnieć o błędnym ich rozumieniu zdarzającym się niezmiernie często, zarówno wśród Jogów Wschodu jak i wielu uczniów wiedzy wewnętrznej na Zachodzie. Nie zrywa się „więzów przywiązań” przez zobojętnienie i stwardnienie serca. Nie można zagasić pragnień usiłując zmienić się w nieczułe, obojętne, kamieniom podobne istoty. We właściwej Jodze uczeń staje się coraz wrażliwszy, uczuciowość jego i tkliwość pogłębiają się a nie zmniejszają. Bowiem uczeń doskonały - „Mistrzowi podobny” - oddźwięka na każde drgnienie życia, na każdy ruch myśli i uczuć ludzkich, odczuwa bezpośrednio życie wszystkiego wokoło, a nic nie chcąc dla siebie, może też jednoczyć się ze wszystkim i promieniować miłością na każdego. Takim jest Jogin czynu. Nic go już nie może spętać, żadne więzy nie rodzą się z jego działania, bowiem staje się coraz bardziej przejrzystym przewodnikiem boskich energii, mając tylko jedno pragnienie w sercu, aby coraz ich więcej mogło przezeń spływać na świat, by nic w nim samym nie przeszkadzało płynięciu życiotwórczych prądów. To i tylko to jest celem Jogi zarówno jak wszelkiej wiedzy wewnętrznej.

Jeden związek nie zrywa się wszakże nigdy - to łącznik jednostki z Całością i związek ucznia z Mistrzem a Mistrza ze swym uczniem. Ten należy do wieczystego Życia, które rozrasta się i coraz nas wyżej unosi lecz do kołowrotu żywotów na ziemi nie przywiązuje. Przyciągają nas ku niemu pożądania; najpierw tego, co może być doświadczone tylko poprzez fizyczne ciało a potem coraz subtelniejsze lecz wciąż osobiste pragnienia nawet takie, jak wiedzy duchowej, wzrostu wewnętrznego czy „indywidualnego zbawienia”. A cóż wiąże z ziemią Człowieka Doskonałego, który dokonał już wszystkiego, co w świecie ludzkim dokonane być może? Nic mu już nie pozostaje do poznania na ziemi, nic do zdobycia, nic do doznania. Świat ludzki nie może mu dać już nic, czego by dawno nie posiadł. A jednak ci Wielcy, Starsi nasi Bracia pozostają z ludzkością w kontakcie i schodzą niejednokrotnie Sami na niziny ziemi. Oto idą za przemożną potrzebą najgłębszej miłości, by dzielić ją z rzeszą słabych i jeszcze niewidomych ludzi, by pomagać im wzrastać i rozchylać Dusze ku światłu, by wprowadzać ich w świadome uczestnictwo w wielkim Życiu Boga.


Zakończenie

Oto krótki zarys wielkiego prawa Karmy i jego działania, które znając człowiek może przyśpieszyć znacznie swą ewolucję. A stosując je rozumnie, może się rychło uwolnić z więzów i pęt, wyprzedzić rzesze ludzkie i stać się niebawem ich szczerym pomocnikiem, jedną z dobroczynnych i zbawczych sił wśród ludzkości.

Przyjęcie tego Prawa z głębokim przekonaniem nadaje życiu pogodę, spokój i nieustraszoność. Wiemy bowiem, iż nic nie może nas dotknąć, czegoś my sami nie stworzyli, nic boleśnie uderzyć, czegoś my sami nie przygotowali. A, że wszystko cośmy zasiali musi nieodzownie dojrzeć w plon, który sami też mamy zbierać. Daremnym będzie utyskiwanie na jego rodzaj i jakość lub małoduszne odkładanie żniwa, bo: „takie smutne”. Lepiej dobrowolnie wyjść mu naprzeciw teraz, zaraz i ochotnie uchwycić za sierp, aniżeli odwlekać na przyszłość. Im prędzej tym lepiej. Ujść odeń i tak nie możemy, a raz ścięty plon nie odrośnie po raz drugi, raz przeżyte skutki przeszłości nie powrócą więcej. A zatem możemy zawsze radosnym sercem witać każdy ból, który nam Karma przynosi, przyjmując go pogodnie, wyczerpując szybko i do dna. Każdy spłacony dług zmniejsza naszą niewolę, każde cierpienie, jeśli przyjęte godnie wzmaga naszą siłę i przybliża chwilę wyzwolenia. Ileż mocy i pogody płynie z przyjęcia tego prawa! Gdybyż więcej ludzi mogło je poznać! Na nieszczęście na Zachodzie jest ono większości nieznane a nieraz nawet ci, którzy się z nim zapoznali w swych studiach, przyjmują je bardziej teoretycznie, intelektualnie, aniżeli jako żywą prawdę rządzącą każdym dniem ich życia.

Wartość wszelkiej wiary jak i nauki moralnej mierzy się jej wpływem na nasze codzienne życie i postępowanie. A przyjęcie prawa Karmy zmienia cały nasz stosunek do siebie, ludzi, losu i wszystkiego co nas spotyka; wnosi w życie nową siłę, jasność, pogodę, ufność i odwagę. Świadomość, iż tylko nasze własne czyny mogą się stać przeszkodą na naszej drodze a własne myśli i uczucia spętać nas i zniewolić, budzi w nas nową odpowiedzialność i poczucie swobody w wyborze kierunku i rodzaju naszej twórczości. A gdy przyjmujemy jako podstawowe założenie, iż sami jesteśmy twórcami swego losu, stoimy już u progu wolności. Nic nie może obezwładnić Duszy, która zdobyła wiedzę i moc a umie kierować nimi z miłością. Wychyla się już poza zwykłe życie, staje u wrót nadczłowieczeństwa.

Dla każdego z nas droga ku niemu jest otwarta.

Karma kolektywna

Istnieje Karma zespołów ludzkich: rodzin, grup, organizacji społecznych czy religijnych jak i narodów, ras i grup etnicznych. I każdy członek tych zespołów bierze udział w ich wspólnej, zarówno dobrej jak i złej Karmie.

Dziwny „los” pewnych rodzin, jakby powtarzające się w nich zdarzenia - np. śmierć w młodości albo odwrotnie: najczęściej bardzo sędziwy wiek; nagłe wypadki, nieszczęśliwe małżeństwa, itp. możemy nieraz sami obserwować podobnie jak i specyficzną atmosferę rodzinną; specjalne przesądy, nałogi, przyzwyczajenia, poglądy, zamiłowania, skłonności ku dobrym lub złym czynom, talenty artystyczne, tendencje do rewolucyjnych lub odwrotnie ciasnych i zacofanych opinii - wszystko to składa się na pewną psychiczną „otoczkę”, w której ograniczeniach każdy z członków rodziny rośnie i dojrzewa i na atmosferę, którą nasiąka. Oczywiście, własne indywidualne cechy i powinowactwa sprowadzają dane jednostki do tej a nie innej rodziny. Ale nie można zaprzeczyć, że każda wywiera wyraźny wpływ, jakby kładzie własne piętno psychiczne na wszystkich swoich członkach. Wyjątki - odwrotnych charakterów, tzw. „wyrodków” w rodzinie - nie zaprzeczają bynajmniej ogólnej, łatwo dającej się zaobserwować zasadzie.

O wiele trudniej dostrzec ją wśród większych ugrupowań. Ale to samo prawo działa wszędzie. Każda dostatecznie zorganizowana grupa ludzka wyrabia swoiste cechy, uwarunkowuje swych członków w pewien specyficzny sposób. Znaczy ich również swoim piętnem, bo należą jakby do „duszy” grupowej posiadającej swój odrębny od innych charakter. Cechy średniowieczne, dzisiejsze związki zawodowe, choć nieco odrębne w każdym kraju, zależnie znów od jemu właściwej atmosfery i charakteru miały i mają swe własne psychiczne oblicze. Wolnomularstwo dawne a może i obecne urabia sposób myślenia swych członków w bardzo wyraźny sposób, wpajając pewne określone zasady i ideały. Kasty w Indiach różnią się bardzo znacznie swoimi skłonnościami i talentami. A psychologia wyznawców różnych religii jest tak wyraźnie odrębna, iż nie trzeba tego udowadniać. Każdy to może sam zaobserwować.

Właśnie te cechy im właściwe - np. nietolerancja Chrześcijaństwa, zwłaszcza katolicyzmu, który uważa się za jedynego depozytariusza Prawdy a zbytnia uległość i brak chęci obrony swych wierzeń w Hinduizmie; natomiast fanatyczny stosunek do każdej linii Koranu u muzułmanów - dają na przestrzeni wieków pewne powtarzające się ustosunkowania i płynące z nich czyny, za które odpowiedzialność spada na całość organizacji jako zespołu o wyraźnym charakterze i jakby własnej „duszy” a nie tylko na poszczególne należące do nich jednostki. Prześladowania religijne, inkwizycje, narzucanie siłą swoich przekonań, miażdżąc opornych w imię wyznawanych przez zespół idei, czyli po prostu wspólnych myślokształtów, zaprzeczając przez to samo podstawowym naukom swoich Założycieli, gdyż żaden wielki Nauczyciel nie zaleca okrucieństwa i nienawiści i nie mówił, iż człowiek ma miłować swych współwyznawców a nienawidzić i pogardzać „innowiercami”. Wszystko to stworzyło przez wieki wyraźne a smutne, np. dla Chrześcijaństwa skutki. Podobnie jak wiele dzieł miłosierdzia o takim napięciu zespołowej ofiarności jakiego prawie nie znają inne religie, zrodziło skutki wspaniałe i piękne. Dzisiejsza działalność misjonarzy (6) (znam ją dobrze tylko z Indii) neutralizuje dobro wyświadczone setkom czy tysiącom mieszkańców przez środki nieraz bardzo niskie, interesowne i przebiegłe, więc chyba do dobrej Karmy niewiele lub niemal nic nie dodaje. Podobnie bierność, obojętność podszyta niejednokrotnie tchórzostwem i przywiązaniem do własnej wygody, byle „nie narazić się” - najczęstsza wśród Hindusów w stosunku do własnej religii - musi dać niechybnie negatywne karmiczne skutki. A dzikość muzułmanów w domniemanej obronie Proroka i Koranu jest tak oczywiście tworząca najgorszą Karmę, że nie potrzebuję o niej normalnie wspominać; jedno może częściowo ten straszny fanatyzm tłumaczyć - to o wiele niższy, ogólnie biorąc, kulturalny poziom muzułmanów.

Karma każdej religii podobnie jak jednostki ludzkiej jest pewną całością. Skutki jej są również układane w różnych epokach najstaranniej i najdokładniej przez wielkie Anioły wykonujące wolę Pana, czyli Prawo. Karma okrucieństwa, nienawiści, pogardy (ta jest tylko odmianą nienawiści) nie zmienia się przez to, że jedno jest popełniane z imieniem Chrystusa (Pan miłości - cóż za bluźnierstwo!) na ustach a drugie z osobistej zemsty. A pierwszym kto wie, czy nie najfatalniejszym skutkiem odstępstw od chrystusowego prawa przez wszystkie chrześcijańskie Kościoły jest coraz gęstsza zasłona oddzielająca je od ducha boskiego Nauczyciela. Oczywiście bohaterstwa jednostek w imię Chrześcijaństwa spełniane (nie jedno takie było podczas wojny) tworzą neutralizującą przeciwwagę, ale czy jest ich dość, aby zneutralizować do dziś niemal ogólnie przyjęte lekceważenie innych religii, a uważanie swojej za jedynie godną i prawdziwą?

Na przykład skutki potwornej idei wiecznego piekła (a w Kalwinizmie nawet z podkreśleniem, że Bóg z góry pewne dusze na owo wieczne piekło przeznacza), która stworzyła wprost nieskończone moralne cierpienia dla milionów dusz ludzkich nie mogą być łatwo zneutralizowane, jak i utwierdzania w milionach ciemnych ludzi strachu w ich do Boga stosunku. Prawo Karmy działa równie nieuchronnie i „matematycznie” wszędzie we wszechświecie tak samo wobec jednostek, jak grup, religii, ras. Nikt nie może się spod niego wyłamać ani od niego ujść. Wszak jest to prawo współzależności wszystkiego, co istnieje.

Można podać tylko parę zasad, podstaw działania Karmy, ale może to dać myślącemu czytelnikowi dużo materiału do zastanowienia, np. uderzająca zasada, że: „Kto nienawidzi zła i tych, którzy je czynią, staje się winny takiego samego zła.”, czyli zamiast niweczyć to, czym się brzydzi i zapobiegać mu, sam to pomnaża. Może się to wydać dziwne, ale wszak energia nienawiści jest zawsze ta sama bez względu na to ku czemu się zwraca. Niewiedza tysięcy czy milionów ludzi „uczciwych i dobrych” sprawia, iż stają na tym samym poziomie co złoczyńcy i takie same jak oni wywołują skutki fatalne dla nich samych, jak i dla całej społeczności. Wszelka chęć odwetu i zemsty za okrucieństwa i podłości tylko je zasila. Okrucieństwo wobec człowieka zadające mu cierpienie, choćby w imię zdawałoby się najwyższego ideału miłości Boga lub obrony tego, co my za „słowo Boże” uważamy jest takim samym grzechem jak zabójstwo dla własnej żądzy zysku czy osobistej zemsty bez względu na to, kto się jego dopuszcza - czy człowiek religijny, czy tzw. przez nas „zbrodniarz”.

A zabijanie zwierząt dla własnego użytku czy też przyjemności (polowania) sprzeciwia się również Prawu i ciężkie skutki kiedyś sprowadzi na zespoły, które to pochwalają.

Przykładów przekonań i czynów stwarzających dla każdej religii tak dobrą jak i ciężką Karmę można znaleźć wiele. Chodzi tu o zrozumienie zasady, że każdy czyn czy myśl zadające cierpienie bez względu na to, kto je rodzi i z jakim motywem - nie masz bowiem takiego, który by uprawniał i usprawiedliwiał niechęć, pogardę, gwałt czy jakąkolwiek formę nienawiści - musi stwarzać złe skutki. A od nich na nieszczęście żadna religia nie jest wolna.

Karma narodów jest może jeszcze bardziej trudnym przedmiotem. Naród jest bowiem organiczną całością o wiele bardziej niż religia. Religię można zmienić wedle własnego uznania i o ile można sądzić wychodzi się przez to samo spod działania Karmy pierwszej religii, a wchodzi się w działanie tej, która przynależy do nowej. Ale z niewidzialnego „ciała” narodu nie da się „wyjść”. Żadne przyjmowanie obcego obywatelstwa - rzecz czysto zewnętrzna - ani oddalanie się w przestrzeni nie mogą zniweczyć związku psychicznego. Ten choć „niewidzialny” jest przecie organiczny. Nie można przestać być Polakiem, ale można przestać być chrześcijaninem. Cokolwiek członek danego narodu robi - czy to będzie dobre i piękne, czy złe i plugawe na terenie swego kraju czy na drugiej półkuli, będzie należało do dorobku całego narodu i wejdzie w jego zbiorową Karmę. Na tzw. „wynarodowienie” potrzeba paru pokoleń, aby przejście rodziny w inne psychiczne „ciało” mogło dokonywać się powoli i miarowo, a resztki działania dawnej przynależności trwają nieraz jeszcze długo.

Jak istnieją „dusze” mniejszych i nie „organicznych” zespołów, tak istnieje Dusza narodu. Różnymi imionami nazwali ją ludzie, których geniusz lub obudzenie wewnętrzn, czyniło wrażliwymi na prawdy niewidzialne, na fakty światów o wiele od fizycznego wyższych. U nas Słowacki, który był sam okultystą i dalekowidzem a zapewne i jasnowidzem, nazwał ją „Królem Duchem”, inni nazywają tę Istność Dewą lub Aniołem narodu. Mniejsza o nazwę.

Dusza narodu rozwija się, wzmacnia, mężnieje, dorasta do wypełniania swej Dharmy - misji czy powołania dziejowego - przez wieki od swej kolebki, gdy „indywidualizuje się” niejako łącząc różne plemiona czy klany i stapiając je w jeden organizm. Najprzód o dość luźnej, niewidzialnej „budowie”, potem coraz lepiej, spójnej i coraz doskonalszej przechodzi jakby swe dzieciństwo, młodość i dojrzałość, gdy wznosi się na szczyty swego powołania (o ile nie skrzywi swej drogi zbyt wielkimi odchyleniami: masową zbrodnią i na wielką skalę praktykowanym zaprzeczeniem praw do życia innym narodom czy plemionom), gdy może wcielać wielkie idee potrzebne całej ludzkości. Innymi słowy, gdy możliwie najbardziej się zbliża do swego Prawzoru i wypełnia swą rolę, odgrywa swą partyturę w symfonii całej ludzkości. Bo ludzkość jest również organiczną całością a każdy naród ma w niej swoje miejsce i swe wobec niej obowiązki. Poznanie ich a tym bardziej spełnianie może zajmować tysiące lat, ale spełnione być musi, bo bez tej części partytury całość będzie niepełna i niedoskonała; ani jednego tonu w niej - gdy się znajdzie u swego szczytu - nie może brakować. Jeśli jakiś naród zbyt powoli wciela w życie część swego powołania przeznaczonego mu na dany wiek a tym bardziej jeśli od głównej linii jego zanadto się odchyla - upada. A zadaniem głównym jest zawsze być wiernym swojej własnej drodze, tj. Dharmie; nie naśladować innych, bowiem każdy naród należy do innego „promienia”, inne ma wady, inne zalety i cnoty, inne zadania w ludzkości i tym właśnie musi być wierny, jakkolwiek dużo mogłoby go to „osobiście” kosztować.

Badanie Karmy narodów jest pasjonujące; można dużo zauważyć studiując historię i jej głębsze znaczenie, można też trochę odgadnąć. Ci, którzy przeszłe wieki badali jasnowidzeniem twierdzą np. że okrucieństwo Hiszpanii przy podboju Ameryki Południowej, wycinanie w pień tubylców, jak i prześladowania Maurów i Żydów oraz święta Inkwizycja, która była tam chyba najokrutniejsza, były przyczynami zepchnięcia narodu kraju z jego dawnego czołowego stanowiska na drugo czy trzeciorzędne dzisiejsze jego miejsce wśród narodów. Czyli można by twierdzić, że sprzeniewierzanie się swej Duszy, odchylanie się od swego powołania, jak i niewykorzystanie odpowiednie możliwości historyczny musiało taki wydać skutek.

Należy zaznaczyć, że istnieją reinkarnacje narodów, choć zdaje się niezupełnie analogiczne do wielokrotnych wcieleń jednostek ludzkich. W każdym narodzie są grupy ludzi specjalnie z jego Duszą związane, najbardziej mu dopomagające w pełnieniu swej misji;. Te zapewne najczęściej w tym narodzie się wcielają lecz znaczna większość może jest z nim związana luźniej. Sądzę, że tylko pierwsze stanowią ciągłość indywidualnego życia narodu poprzez wiele wieków i one to przeważnie zbierają plon „narodowej Karmy”.

Dharma danego narodu, tj. jego dziejowa i społeczna misja zaznacza się w pewnej mierze jego położeniem geograficznym, klimatem, sąsiedztwem, warunkami fizycznymi, itp. To są czynniki nie do zmiany jak ciało fizyczne człowieka. Można też z charakteru narodowego, z typowych zdolności, i wad (które są jeno cieniami zalet i cnót) przywar, zarówno jak cech dodatnich i twórczych sądzić o tzw. „promieniu” a więc po części i powołaniu narodu. Temat bardzo pociągający i nieskończenie złożony. Są narody o charakterze bardziej władczym, posiadające specjalne zdolności praktyczne, organizacyjne i administracyjne a mniej wrażliwości na piękno i mniej twórcze w sztuce. Inne zaś odwrotnie, bardziej artystyczne i twórcze o większej wyobraźni i polocie a mniej obrotne praktycznie. Inne znów o wybitnych zdolnościach kupieckich, nie troszczące się o tzw. „honor”, który dla narodów rycerskich (może to słowo dziś przebrzmiałe, sądzę jednak że to, co ono symbolizuje da się odnaleźć i dziś pod innym może imieniem, a może jeszcze bez imienia) jest czymś żywym i drogim. Po charakterystycznych cechach da się poznawać, jaki „promień” w danym narodzie przeważ a stąd i jaka przypuszczalna może być na przyszłość jego Dharma. Należy zaznaczyć, że „los” pewnych narodów nie zawsze jest wyrazem „złej” Karmy. Ciosy i tragedie mogą być koniecznością „dharmiczną”, w tym wypadku są to jakby ćwiczenia czy próby dla zahartowania charakteru, pozbycia się pewnych słabości a wyrobienia innych cech, itp. Może warto przypomnieć tu słowa Dzinaradżadasy zastosowane do jednostek iż: nie jest ważne w naszym stopniu rozwoju czy w danym życiu będziemy szczęśliwi, czy nieszczęśliwi. Jest ponad wszystko ważne, abyśmy choć o krok zbliżyli się do wyrażenia swej wewnętrznej prawdy, do wydźwięku swego najgłębszego Słowa, czyli do urzeczywistnienia boskiego Prawzoru. A taki wielki Archetyp istnieje nie tylko dla jednostek, ale i dla narodów. Więc, gdy spadają na nie ciosy jakby wyjątkowo ciężkie, czy nie są one podobne do uderzeń dłuta i młota wielkiego Rzeźbiarza, aby wydobyć z bryły posąg o najczystszych liniach? Kto wie, czy nie jest tak z Polską.

W każdym razie ludziom, którzy kochają duszę swego narodu i chcieliby „pomóc” w jej długiej i trudnej drodze jedno można powiedzieć: niech sami znajdą i określą, co uważają za fatalniejsze - wady i słabości, które najbardziej szkodzą w moralnym rozwoju narodu jako całości, sprowadzają bliższe lub dalsze fatalne skutki i obniżają, i plamią charakter narodowy, a wówczas niech się starają te cechy i słabości neutralizować siłą odwrotną; a nie poddawać się „ogólnej opinii”, nie płynąć z prądem zwykłych powszechnie przyjętych, specyficznie polskich reakcji, ujęć, reagowań. Nie jest to łatwe, ale jest wartościowe i twórcze. Trzeba stać się samemu niezależnym od narodowych wad, przesądów, uprzedzeń, słabości, trzeba umieć myśleć i czynić z głębi własnej a zgodnie z tym, co się nam wydaje najpiękniejszą i wyrażającą najwięcej Prawdy cechą naszego narodu. I wówczas dopiero można się stać siłą jego duszy najbardziej potrzebną, przyśpieszającą jej drogę wedle boskiego Prawzoru.

Nie dotykam tu żadnych szczegółów, mogę tylko stwierdzić, że prawdziwymi przodownikami w każdym narodzie są ludzie najżywiej wyrażający jego istotnego ducha; może nieznani, skromni, niczym zewnętrznie nie wyróżniający się obok oczywiście znanych geniuszów umysłu, serca, miłości czy prostego czynu. Ale wcale niekoniecznie ci, którzy są na świeczniku w jakiejkolwiek dziedzinie życia. Dziś, jak i zawsze każde naśladownictwo, choćby rzeczy pozornie najlepszych, ale nie mających korzeni we własnej psychice jest „grzechem”, przeszkodą na drodze rozwoju zarówno jednostki jak i narodu. A tylko własna droga historyczna, kulturalna, artystyczna nie prowadzi w ślepe uliczki i straszliwą beztwórczość, jałowość, martwotę. Prawdą Dziś jest i szereg tysięcy lat temu było, że „Pełniąc Dharmę, własna nawet śmierć jest dobra, Dharma cudza jest pełna niebezpieczeństw.” Tak, bo wiedzie w beztwórczość, w martwotę, więc w zaprzeczenie Życiu.

Rozwój a więc i Karma wielkich Ras i podras (a okultyzm inaczej je dzieli aniżeli nauka oficjalna) jest jeszcze bardziej złożona i rozciąga się na dziesiątki setki tysięcy lat. Każda ma wyraźne zadanie do spełnienia w wielkim pochodzie ewolucyjnym, ma obudzić i rozwinąć inną postać świadomości i urobić odpowiednie dla jej wyrażania narzędzie fizyczne.

Według nauki okultystycznej mamy dziś przewagę piątej Rasy Aryjskiej w jej pięciu podrasach, choć i przedstawicieli Rasy czwartej jest jeszcze na ziemi niemało. Rozwój podrasy obejmuje wiele wieków, oczywiście stwarza ona niezmiernie złożoną Karmę. Zadaniem obecnie górującej cywilizacją i nauką piątej podrasy Rasy piątej jest przeważnie rozwój intelektu analitycznego z rzutami w wyższy, syntetyczny, co widzimy wyraźnie we wspaniałym rozkwicie nauki. Ale jest to okres najniebezpieczniejszy w całym istnieniu ludzkości, bo intelekt bez dostatecznego obudzenia poczucia moralnego wiedzie na manowce (bomby wodorowe, itp. grożą zagładą). Ale jedna Rasa i podrasa jeszcze nie dochodzą do swego zenitu, gdy pierwsze przebłyski nowej świadomości już się pojawiają, a więc i odpowiednie dla niej narzędzia-przewodniki fizyczne muszą się przygotowywać. I oto widzimy dziś w wielu krajach nowy typ dzieci, na co zwracają uwagę uczeni od kilkunastu lat. Widzimy obok przejawów najgrubszego, niemal prymitywnie dzikiego materializmu (co jest ewolucyjnym przeżytkiem a nie postępem), zupełnie nowe podejścia do życia dla religijnych moralistów prawie niezrozumiałe i nowe odmienne od dotychczasowych ujmowanie najwyższych zagadnień moralnych stosunku do Boga i człowieka. Przekraczają one intelekt twierdząc, iż ten nigdy nie może poznać „rzeczy samych sobie”. Są to właśnie przejawy budzenia się nowej, odrębnej od dziś przeważającej postaci świadomości podrasy szóstej. Otóż zarówno w tych pierwszych początkach nowej podrasy, jak i w doprowadzaniu poprzedniej do jej zenitu pracują pewne grupy jednostek, Dusz czy psychicznych indywidualności, które są ze sobą związane zadaniem, pracą, powołaniem. Związek ten jest niewidzialny, w żadną formę ni organizację nie ujęty. Wspomina o nim Claude Bragdon w swej książce „Joga dla Ciebie Czytelniku” jak i jasnowidz Libanu Kahlil Gibran. Ludzie ci mogą być rozproszeni po całym świecie, należeć do różnych narodów i religii, ale jakby wychylali się z nich już w szeroką acz niewidzialną jeszcze przyszłość; gdy się spotykają, poznają się od razu. Bragdon nazywa ich „budowniczymi”, można dodać „wyższej przyszłości”. Karma takich grup bohaterskich pionierów, praca to bowiem niezmiernie trudna, wymagająca samoofiary, jest i będzie piękna. Wielu z nas, jeśli zechce i odpowiednio się przygotuje, może się do tych grup przyłączyć.


Przypisy

1. Wolą Jego jest rozwój, czyli ewolucja, zarówno życia tj. psychiki, wewnętrznej natury istot żywych (rozszerzanie się świadomości), jak i formy tj. ciał, organizmów, narzędzi, poprzez które świadomość działa i wyraża się. Ewolucja życia to budzenia uśpionych cech, zdolności, potęg i władz duszy, innymi słowy zawartych w niej potencjalnie wszelkich możliwości, (jak są zawarte w ziarnie lub żołędziu, w stanie potencjalnym, przyszła roślina i drzewo), czyli: „Stawanie się tym czym jesteśmy,” jak mówi wielki myśliciel Chrześcijaństwa. Zaś ewolucja form to budowanie to coraz bardziej złożonych i doskonałych organizmów, które mogą i muszą służyć jako narzędzia wyrażania się dla rozszerzającej się świadomości; jako przewodnik dla przekazywania coraz bogatszej skali jej obudzonych i czynnych energij i władz.

2. Jak i greckiej Ananke, - doli, przeznaczeniu człowieka; jest ono w znacznej mierze nieuniknione i nie daje się zmienić, ale stosunek nasz do niego jest od nas samych zależny, czyli tworzenie dalszych ogniw losu jest w naszych rękach i możemy nim kierować wedle własnej woli.

3. dlatego to tak ważne jest rozumienie że tzw. Niesprawiedliwość losu nie istnieje, że spotyka nas tylko to, co sami sobie przygotowaliśmy, i choć tych nieodwracalnych skutków nie jesteśmy w stanie zmienić, cała przyszłość zależy od nas samych, a w dużej mierze od rodzaju naszej reakcji i stosunku do naszego „przeznaczenia”. Ale że znaczna większość ludzi jeszcze do tego nie dorosła, więc wciąż kręcą się w tym kole doświadczeń i przeżyć, a stosunkowo niewiele umieją przyswoić „mądrości;” to też wzrastają niezmiernie powoli.

4. Staje się: „Zbawionym”, „Synem Bożym”, „kolumną w świątyni Ojca”. (przyp. tłum.)



5. J. Pang Way, zamieszkały w Australii; artykuł jego „Szczęście teraz, zaraz” znajdzie czytelnik w książeczce „Prawo Ofiary” 2-gie wydanie - Biblioteka Polsko-Indyjska 1959.



6. Brałam udział przed wojną w ekipach badających te sprawy w Kerali, i miałam możność rozmawiania z wielu świeżo, lub dawniej nawróconymi „za cenę” posady, szkoły dla dzieci, pomocy materialnej itp.


Linki zewnętrzne

Portal o nauce i życiu wielkich mistrzów duchowych jogi i tantry

Sekretne nauki wtajemniczonych mistrzów jogi i tantry z Himalajów

Polski portal z naukami Królewskiej Radża Jogi

Portal z naukami ezoterycznymi i wiedzą tajemną Wschodu

Portal warsztatów, kursów i obozów medytacji, jogi, tantry, uzdrawiania i rozwoju duchowego